Paweł Potoryczyn był dyrektorem w Instytucie Adama Mickiewicza i został zwolniony przez ministra Glińskiego z powodu utraty zaufania. Sąd uznał, że to było naruszenie przepisów.
Jeszcze w maju minister Gliński przywoływał przykład podróży Potoroczyna jako nieuzasadnione wydatki Instytutu. Potem minister nie powołał go w skład Polskiej Fundacji Narodowej, która miała kształtować wizerunek Polski za granicą. Odczytane zostało to jednoznacznie jako wyraz braku zaufania ministra do dyrektora.
Potoroczyn, człowiek zasłużony w strukturach solidarnościowej władzy na rysujące się przed nim widmo zwolnienia zareagował histerycznie.
„Mam za sobą działalność w podziemnym wydawnictwie i wyrok za tę działalność. Mój patriotyzm nie jest gorszego sortu i nikt nie ma prawa go kwestionować, podobnie jak mojej osobistej uczciwości. Pierwszą nominację w służbie publicznej dostałem od Premiera Jana Olszewskiego, następne od Ministrów Władysława Bartoszewskiego (dwukrotnie) i Włodzimierza Cimoszewicza. Byłem i jestem państwowcem z pokolenia, które uczyło się tej cnoty od najlepszych” – obnażał swoje rany o ślady po kajdanach Potoroczyn.
Niezależnie od histerii dyrektora, sprawa skończyła się w sądzie, który właśnie uznał, że zwolnienie Potoroczyna nastąpiło niezgodnie z prawem.
„(…) Rozwiązanie z powodem stosunku pracy nastąpiło w sposób niezgodny z przepisami prawa pracy regulującymi sposób rozwiązania stosunku pracy z dyrektorem instytucji kultury” – napisano w wyroku Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieście. Sąd uznał, że brak było dostatecznych powodów do zwolnienia, dokonanego w ten sposób.
Ministerstwo może się odwoływać lub uznać swoja porażkę i spróbować naprawić szkody wyrządzone Potoroczynowi.