Od dawna nikt nie zrobił lewicy tyle złego co Palikot. Choć sukces jego projektu politycznego był krótkotrwały, udało mu się na długo strollować lewicę.
Co reprezentuje Palikot ciężko odgadnąć. O Millerze mówi, że jest zakłamany, zepsuty i zdegenerowany – sam zaś zmienia zdanie jak chorągiewka. Z jednej strony, próbował reprezentować pracowników, zgłaszając przygotowany przez ekspertów z Konfederacji Pracy projekt nowelizacji kodeksu pracy, naciskając na konieczność budowy fabryk i zwiększania płacy minimalnej. Z drugiej, chciał być głosem pracodawców, domagając się uelastycznienia kodeksu pracy (tak, to ten sam człowiek), zgłaszając dziesiątki ustaw mających ułatwić przedsiębiorcom niepłacenie różnorakich podatków. Swego czasu domagał się nawet powołania ministerstwa ds. przedsiębiorców. Z jednej strony wyciągnął na wierzch kwestie dyskryminacji kobiet, z drugiej sugerował, że Wanda Nowicka „chce być zgwałcona”. Ale wytykanie mu nieustannej zmiany zdania nie ma sensu, bo nie to jest największym problemem Palikota.
Janusz P.: Człowiek, który strollował lewaków
Kilka dni temu w Faktach po Faktach znany liberał, który nienawidzi studentów, Jan Hartman, ku zaskoczeniu prowadzącego nazwał projekt piewcy neoliberalnej ideologii Ryszarda Petru lewicowym. Mówiąc konkretnie, ucieszył się, że „powstaje formacja lewicowa, niezależnie od różnic w zakresie poglądów gospodarczych”.
No więc właśnie. Skoro Petru taki nowoczesny, garnitur ma ładny, o zabobonach nie wspomina (te neoliberalne się nie liczą) – jego nowy twór został przez pana Hartmana utożsamiony z partią „nowoczesną”. A nowoczesny to oczywiście liberalny światopoglądowo. A wiadomo, że jeżeli ktoś jest liberalny światopoglądowo, to znaczy, że jest lewicą. Nie ma znaczenia, że za nim stoi guru polskich neoliberałów – Leszek Balcerowicz, a praktycznie każda jego wypowiedź kończy się mantrą o tym, że podatki trzeba zlikwidować, związki zawodowe rozgonić, socjalizm zburzyć. I to jest właśnie to, co udało się Palikotowi bezbłędnie – strollować lewicę.
Przez długi czas Ruch Palikota, a później Twój Ruch funkcjonował jako partia lewicowa. Dzięki niemu doszło do tego, że wystarczy być za legalizacją albo depenalizacją marihuany, rozdziałem Kościoła od państwa czy zrównaniem praw osób LGBT – by być lewicą. Jednocześnie można sławić podatek liniowy, optymalizację podatkową i twierdzić, że związkowcy to nieroby, które okradają swoje zakłady pracy – i jakoś nikomu nie przyjdzie do głowy takiej lewicowości kwestionować.
Nie taki dobry wujek
Palikot niedawno zasłynął niepłaceniem ZUS-u swoim pracownikom i nazywaniem górników „darmozjadami”. Zarzucając Millerowi zdegenerowanie, a PSL-owi kolesiostwo, zapomniał o tym, że prokurator bada finanse jego partii – między innymi wydanie 2 mln zł na system elektroniczny „e-partia”, który wykonał syn byłej skarbniczki partii. Na rozwiązanie wciąż czekamy.
Palikot w swoim najnowszym „programie” prezydenckim opowiada się za podatkiem liniowym (jego utrzymaniem, bo podatek liniowy w zasadzie mamy). Chce również wprowadzenia euro, bo tylko wtedy „Angela Merkel będzie równie często jeździła do Warszawy, jak dzisiaj jeździ do Aten”.
Subtelnie przypomnę również, że zarówno on, jak i prawie cała jego formacja, głosowali za podniesieniem wieku emerytalnego. Mimo zebranych 200 tysięcy podpisów, opowiedział się przeciwko referendum. Lewak, jak nic.
W wyborach do Parlamentu Europejskiego jego formacja opierała się na trzech filarach – świeckie państwo, równość dla każdego i „przyjazne państwo” czyli państwo, które tworzy lepsze warunki dla przedsiębiorców. Więcej wolnej amerykanki. Gdzie tutaj lewica?
Palikot powielał również neoliberalne marzenie o utowarowieniu edukacji, opowiadając się za wprowadzeniem odpłatności za studnia humanistyczne.
Sam Palikot przedstawiał się jako lider partii postideologicznej. Niepodpiętej pod dawne podziały na lewicę i prawicę. Partii, która ma coś dla każdego i każdej – taka dobra partia dobrego wujka Janusza.
Zapętlili się
To przez tę jego niestałość z jednej strony i dziwaczny ekumenizm poglądowy z drugiej – wyborcy przestali mu ufać. Lewica za to utraciła wiele swoich postulatów. No, może nie utraciła definitywnie i na stałe – ale na pewno będzie musiała się wstrzymać z ich prezentacją, po to, aby nie zostać „drugim Palikotem”. Tym bardziej, że w ślady JP idzie jego były kolega partyjny – Andrzej Rozenek, który wraz z Napieralskim rozważa założenie partii, która nie będzie ani lewicą ani prawicą, będzie liberalna gospodarczo i światopoglądowo. Brzmi znajomo? No właśnie.