27 stycznia odbyła się interdyscyplinarna konferencja zorganizowana przez Okręgową Radę Adwokacką w Warszawie pt. „Tajemnica adwokacka i dziennikarska – bliźniacze siostry w państwie prawa”. Ten nieco przydługi tytuł krył za sobą banalną treść – szło o najważniejsze dla tych dwóch grup zawodowych sprawy wymienione w nowym projekcie ustawy o policji.
Konferencja była dla mnie interesująca z dwóch powodów: pierwszy to ten, że swoją obecność zapowiedział sam minister Zbigniew Ziobro – chciałem posłuchać, co ma do powiedzenia. Drugi jest następujacy: ciekawiło mnie, jak resort sprawiedliwości wybrnie z zarzutów o zamach na największe, zaraz po tajemnicy spowiedzi, świętości tajemnic zawodowych: adwokatów i dziennikarzy. Rzeczywistość przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania. Otóż ze wspomnianego projektu wynika, że służby bezpieczeństwa Polski właśnie dostają do ręki potężną broń, z której mogą korzystać praktycznie przez nikogo nie kontrolowane. I co jeszcze ważniejsze, z poczuciem absolutnej bezkarności. Można więc oczekiwać, że będą z tego prawa z zapałem korzystać. Pytanie, co zrobią z informacjami, które tą drogą uzyskają.
Otóż organy będą mogły nas śledzić i podsłuchiwać bez uprzedniej kontroli zasadności tych działań przez sąd. Nie, źle mówię, kontrola będzie, ale dopiero po fakcie. Zgodnie z projektem zbieranie informacji o potencjalnie podejrzanych obywatelach prowadzone będzie niejawnie i polegać będzie na:
1) uzyskiwaniu i utrwalaniu treści rozmów prowadzonych przy użyciu środków technicznych, w tym za pomocą sieci telekomunikacyjnych; 2) uzyskiwaniu i utrwalaniu obrazu lub dźwięku osób z pomieszczeń, środków transportu lub miejsc innych niż miejsca publiczne; 3) uzyskiwaniu i utrwalaniu treści korespondencji, w tym korespondencji prowadzonej za pomocą środków komunikacji elektronicznej; 4) uzyskiwaniu i utrwalaniu danych zawartych w informatycznych nośnikach danych, telekomunikacyjnych urządzeniach końcowych, systemach informatycznych i teleinformatycznych; 5) uzyskiwaniu dostępu i kontroli zawartości przesyłek.
Czyli obejmować będzie wszelkie formy aktywności życiowej człowieka.
A sama kontrola nie dość, że będzie podejmowana po fakcie, to na dodatek będzie całkowicie nieskuteczna. Jej realizacją zajmie się w stolicy Sąd Okręgowy. Już teraz nie ma pieniędzy na porządną organizację pracy tego sądu. Jeżeli obecnie czynności podlegających kontroli jest blisko dwa miliony, to ile ich będzie po wejściu w życie nowych przepisów? I wszystko to ma udźwignąć jeden sąd, który i bez tego ma bieżące obowiązki, orzekający w innych sprawach?
Wchodzące w życie zmiany przekształcają tajemnicę obrończą oraz dziennikarską w fikcję. Jeżeli dziennikarze mają już wiele smutnych doświadczeń z bycia podsłuchiwanymi, to w stosunku do adwokatów żadna władza nie podniosła ręki na tajemnice tej grupy zawodowej. Aż do tej pory.
Pełniący obowiązki szefa CBA Ernest Bejda próbował usprawiedliwić ten skandal opowieściami, że działano w „deficycie czasowym” i że byłaby „katastrofa wykrywcza” (cokolwiek ten termin oznacza), gdyby nie weszły teraz owe zmiany ustawy o Policji. Kiedy już doszedł do omawiania zagadnień tajemnicy adwokackiej i dziennikarskiej, próbował przekonać zebranych, że owszem, zmiany są, ale towarzyszą im gwarancje, których nie zrobił poprzedni rząd. Argumentował, że według analiz, w żadnym kraju poza Polską nie ma obowiązku uzyskiwania zgody sądu na podsłuchy. A wspomniane gwarancje polegać miałyby na tym, że jeżeli w trakcie podsłuchiwania służba uzyska informacje, mogące być tajemnicą, to szef CBA lub innej służby prowadzącej kontrolę, ma zdecydować natychmiast, czy istotnie stanowi to tajemnicę obrończą lub spowiedzi i jeśli tak, to ma natychmiast zniszczyć materiał. Co się tyczy zaś tajemnicy dziennikarskiej – szef służby zwróci się do prokuratora generalnego (czyli ministra sprawiedliwości), a dopiero ten zdecyduje, czy materiał stanowi jakąś zawodową tajemnicę.
Dość słabiutkie są to gwarancje, bo zależą od indywidualnego postanowienia upolitycznionego ministra. Zresztą nawet decyzja o zniszczeniu wrażliwych materiałów nic praktycznie nie da, bo wysoki funkcjonariusz specsłużby zapozna się z nimi i zapewne będzie je pamiętał i wykorzystywał.
Konieczność podsłuchiwania adwokatów p.o. szefa CBA wyjaśniał faktem, że klienci wykorzystują kancelarie adwokackie do popełniania przestępstw, jak choćby prania brudnych pieniędzy. Stąd konieczność podsłuchiwania także adwokatów. Zabrzmiało to kuriozalnie, ponieważ sam Ernest Bejda jest z zawodu adwokatem.
Moja nadzieja na wysłuchanie Zbigniewa Ziobro nie spełniła się, nie pojawił się na dyskusji pomimo przyjęcia zaproszenia. Nie wiemy więc, jak w praktyce wyobraża sobie pracę na nowych przepisach procedury dotyczącej czynności operacyjnych.
Na szczęście wystąpił redaktor Cezary Gmyz. I on też stanął w obronie nowych przepisów. Z zażenowaniem patrzyłem, jak dziennikarz, na którym ciąży prawny obowiązek ochrony danych informatorów i który w razie ich ujawnienia naraża się, że już nikt nigdy mu nie zaufa – przyznał, że ma „uczucia ambiwalentne” w stosunku do nowej ustawy. Pan Redaktor optymistycznie przyjął, że obowiązująca konstytucyjna zasada tajemnicy korespondencji przeważy nad proponowanymi zmianami, które każą traktować każdego jak potencjalnego przestępcę. Redaktor Gmyz przyznał nawet, że „trzeba inwigilować internet”!
Przyznał jednak, że następcza kontrola tej inwigilacji jest niewykonalna. Mimo to „służby powinny mieć bardzo dobre narzędzia, aby tropić przestępców”. Rzadki to przypadek, kiedy mysz chwali pułapkę.
W dyskusji padło stwierdzenie, że mamy do czynienia ze zderzeniem praw adwokata ze społecznymi (o ile dobrze zrozumiałem, dotyczy to też tajemnicy dziennikarskiej). To nieprawda. Nie ma tu żadnego zderzenia praw adwokata ani dziennikarza. Tajemnica dziennikarska nie jest przywilejem dziennikarza. Tajemnica adwokacka nie jest przywilejem adwokata. Dla wykonujących te zawody to jest ciężar, nie przywilej. Ciężar, który niosą całe życie. Jednocześnie jest gwarancją dla dziennikarskich informatorów i dla adwokackich klientów. Kiedy przychodzą i opowiadają swoje historie, to robią to nie dla naszej rozrywki, ale dlatego że mają pewność iż adwokat zachowa te informacje dla siebie, a dziennikarz nie ujawni danych swojego informatora.
Adwokat Grzegorz Majewski celnie ujął, że wprowadzane zmiany naruszają wolność prasy oraz ochronę źródeł informacji. Napomniał, że jeśli doprowadzimy do naruszenia tej tajemnicy, to doprowadzimy w konsekwencji do tego, że prasa będzie pisać społecznie użyteczne informacje, ale nie będzie ujawniać prawdy. Informatorzy bowiem będą bali się informować. Dziennikarska tajemnica prowadzi do wolności i tej wolności nie wolno stłamsić.
Wiktor Świetlik, przewodniczący Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich przyznał, że tajemnica dziennikarska traktowana jest w projekcie ustawy jako coś bardzo lekkiego, prawie niefunkcjonującego. Łatwo się ją uchyla.
Andrzej Sadowski, prezydent Centrum Adama Smitha, dostrzegł zagrożenia płynące z nowelizacji ustawy o Policji i stwierdził, że jak nie mamy sprawnie działających sądów, to nie możemy dawać nadmiaru uprawnień służbom, bo nie mamy skąd czerpać ochrony.
Nie mam wątpliwości, że te argumenty nie zostaną wzięte pod uwagę. Ustawa zostanie wprowadzona w życie, tworząc podwaliny pod państwo, którym zarządza Wielki Brat. Nie zdziwią się zatem dziennikarze z portalu strajk.eu i jego czytelnicy, że nie podam swojego prawdziwego nazwiska pod tym tekstem, wierząc jednocześnie, że potraficie dochować tajemnicy dziennikarskiej, nawet jeśli będą wam groziły za to surowe kary.
[crp]