Site icon Portal informacyjny STRAJK

Nauczyciele uczą się nieźle, związki słabo

wikimedia commons

Źle się się mają sprawy z nauczycielskim strajkiem, skoro pomoc przyjmowana jest już nawet od biskupów. Co i kiedy dokładnie przesądziło o tym cokolwiek desperackim zwrocie akcji, trudno powiedzieć. Niemniej widać wyraźnie, że nagły, zorganizowany odpływ opozycyjnego poparcia musiał zmniejszyć szanse powodzenia protestu, skoro jako swojego stronnika ZNP widziałby nawet kościelnych hierarchów.

Doraźnie sytuacja wydaje się doprawdy groteskowa, gdyż polski kościół od dekad nie zajmował się edukacją w sposób inny niż instrumentalny, starając się podporządkować cały sektor realizacji swoich i fundamentalistycznej prawicy ideologicznych interesów. Swoją dominację zabezpieczył lekcjami religii, wszechobecną symboliką katolicką we wszystkich publicznych placówkach i pozyskując, m. in. wśród nauczycieli, akolitów do szerzenia swoich antyaborcyjnych, homofobicznych i antykomunistycznych bredni. Teraz nagle KK ma wyłonić mediatora pomiędzy strajkującymi i rządem. Czy dla człowieka przytomnego może być jakąś intelektualną komplikacją odgadnięcie czyją stronę zechce trzymać taki “mediator”?

Niestety, zaskakujące okazuje się to być wyłącznie w perspektywie jednorazowego spojrzenia. Niebezpieczeństwo PR-owego oparcia strajku o histeryczną szarpaninę pomiędzy obozem władzy i kolejnymi wariacjami strukturalnymi KOD-u (jaka to teraz jest Koalicja? Europejska? Obywatelska? Demokratyczna?) oznaczało gigantyczne ryzyko, które już po pierwszym tygodniu strajku oceniałem jako ruch zdecydowanie hazardowy. Rzeczywistość okazała się jednak bledsza niż mi się wydawało. W swoich obserwacjach sprzed dwóch tygodni wyrażałem przekonanie, iż systematyczne splatanie strajku z fanatyczną lamentacją “społeczeństwa obywatelskiego”, jest li tylko taktyczną pomyłką. Myślałem sobie, że to taki dopust boży, z ciężaru którego ZNP nie zdaje sobie sprawy.

Tymczasem obecne okoliczności każą mi wnioskować, iż strajkowy sztab generalny upatrywał w tym swoich nadziei na powodzenie protestu. Wygląda na to, że groteskowe w formie i żałosne w istocie wyrazy poparcia składane hojnie przez Bochniarz, Balcerowicza, Lisa, Schetynę, Wałęsę i w ogóle cały ten benefis oklaskiwania strajku przez liberalnych fanatyków i ewidentnych wrogów ruchu pracowniczego, był przyjmowany z pocałowaniem w dłoń. A łaska pańska, jak uczyli mnie ongiś “na polskim”, na pstrym koniu jeździ.

Niezbyt to elegancko stwierdzać w takiej chwili “a nie mówiłem?”, natomiast komentarz taki wydaje się wcale na miejscu. Tym bardziej, że gardłuję o tym nie od dziś. Na bliskiej współpracy z OPZZ spędziłem ponad 10 lat. Ile czasu i ile błędów trzeba jeszcze popełnić żeby w końcu pójść po rozum do głowy? Ile jeszcze masowych mobilizacji muszą zniszczyć takie głupawe i doraźne koalicyjki z przeciwnikami swojego przeciwnika? Ileż jeszcze razy trzeba będzie wyjaśniać Guzom i Broniarzom, że nie siada się do kolacji z ludożercami?

Gdyby nauczycielskie związki odrobiły jak należy choćby jedną pracę domową w ostatnim ćwierćwieczu albo gdyby ich liderzy uważali na lekcjach, byłoby dla nich jasne, że mogą liczyć wyłącznie na siebie. Wówczas nie byłoby problemu i paniki, tylko systematyczny upór i opór. Udawanej polskiej opozycji można by wówczas pokazać środkowy palec i kazać się ostrożnie przyglądać, bo ich czeka to samo, jeśli będą niegrzeczni.

W Polsce nie ma partii pracowniczej lub takiej, która choćby aspirowałaby do takiego miana (poza jakimiś peryferyjnymi sektami). Od początku transformacji OPZZ nie podjął żadnych skutecznych starań wyłonienia ugrupowania politycznego, które mogłoby bazować na masie i sile jego struktur, być reprezentacją lewicowego, pracowniczego ruchu. Postawiono na sytuacyjne uwikłania. Tak jak z SLD kiedyś, tak i teraz – z awangardą “walki o demokrację” – ta tradycja okazała się idiotyczna. W krytycznym momencie przynosi cios widelcem w plecy, nic więcej.

Z drugiej strony nieuczciwością byłoby nie dostrzec, iż nauczyciele jako grupa zawodowa się starają. Coraz częściej widać krytykę postępowania związkowego kierownictwa. I chodzi nie tylko o woltę w „Solidarności”, lecz także powstające lokalnie międzyszkolne komitety strajkowe, ostatnio zjednoczone w strukturę ogólnokrajową, o aktywizację uczniów i rodziców w ramach protestu. Te posunięcia wciąż dają nadzieję, iż cała strategia strajku może oprzeć się na czymś więcej niż tylko na gromadzeniu poparcia na ślepo, bez przewidywania konsekwencji.

Exit mobile version