Kolejna grupa zawodowa szykuje się do masowych wystąpień przeciwko „dobrej zmianie”. Przewodniczący Związku Nauczycielstwa Polskiego na wtorkowej konferencji wyłożył żądania, które rząd powinien spełnić, jeśli nie chce mieć do czynienia z kolejnym konfliktem społecznym.
Coraz więcej pracy, ogrom uciążliwych regulacji i ograniczona autonomia zawodu – to największe bolączki, z jakimi borykają się polscy pedagodzy. Mówił o nich Sławomir Broniarz, szef ZNP na wczorajszym spotkaniu z dziennikarzami. To jednak dopiero początek nowego etapu walki o lepsze warunki pracy. W sobotę 21 kwietnia ulicami stolicy przejdzie wielka demonstracja środowisk nauczycielskich.
— ZNP (@ZNP_ZG) 10 kwietnia 2018
– Wiemy, że w sobotę nikogo tam nie będzie. Jednak nauczyciele każdego dnia tygodnia ciężko pracują i nie ma wtedy możliwości, by przyjechali do Warszawy. Dlatego wybraliśmy sobotę – mówił Broniarz. – Manifestacja będzie przebiegała pod hasłem „Mamy dość!”. Bo mamy dość wielu spraw: niskich zarobków, złego ministra edukacji narodowej, zmian bez konsultowania i akceptacji środowiska nauczycielskiego, niszczenia statusu zawodowego nauczycieli – zaznaczył szef największego nauczycielskiego związku zawodowego.
O co chodzi polskim nauczycielom? Głównym polem konfliktu jest kwestia wynagrodzeń. Pozornie wzrosły one po wprowadzonych niedawno podwyżkach. – Nauczyciele otrzymali od 124 do 168 złotych, przy jednoczesnym odebraniu 194 tysiącom nauczycieli dodatku mieszkaniowego. Dla wielu z nich ten dodatek wynosił nawet 150 złotych – tłumaczył Sławomir Broniarz.
Jaki jest zatem postulat? Płace mają wzrosnąć o 1000 zł. Nauczyciele zaznaczają, że są jedną z najsłabiej opłacanych grup zawodowych w budżetówce. Odebranie im dodatku było więc wyjątkowo podłym zagraniem ze strony rządu. – Co trzeci nauczyciel dostawał taki dodatek mieszkaniowy w różnej wysokości. Jeżeli więc nauczyciel stażysta ma skasowany dodatek mieszkaniowy w wysokości 150 zł, a dostał 124 złotych brutto, to łatwo możemy policzyć, że jego podwyżka to minus 26 złotych – wyliczała Suchecka z „Gazety Wyborczej”.
Stawką rozpoczynającej się walki jest również dymisja Anny Zalewskiej. Obecna szefowa resortu edukacji jest prawdopodobnie najbardziej znienawidzoną osobą na tym stanowisku w historii III RP. Nauczyciele domagają się jej odejścia, argumentując, ze chaos w systemie oświaty, niedemokratycznie wdrożona fatalnie przygotowana reforma edukacji oraz niekorzystne dla pedagogów kryteria oceny ich pracy obciążają konto własnie tej członkini rządu.