„Nie pozwolimy aby pseudomenedżer, który nazywa się prezesem, zginał nam karki. Będziemy walczyć o standardy zatrudnienia odpowiednie dla firmy z piękną historią i tradycjami, z których jesteśmy dumni. I o to aby Monika Żelazik została przywrócona do pracy” – mówiła jedna z uczestniczek demonstracji, która przeszła w środę ulicami warszawskich Włochów. Pracownicy narodowego przewoźnika wysłali zarządowi jasny sygnał – tej sprawy nie zamierzają odpuścić.
To była żywa demonstracja, na której padło wiele krzepiących słów. Można się oczywiście zastanawiać czy zgromadzenie 200 osób na pikiecie przeciwko bezprawnemu zwolnieniu działaczki związkowej przez władze spółki skarbu państwa jest sukcesem, czy raczej symptomem społecznej bierności, jednak warto zauważyć, że była to pierwsza akcja solidarnościowa zorganizowana przez mazowiecki OPZZ od wielu lat. Tak więc jeśli komuś należą się słowa uznania, to z pewnością nowemu szefowi tej organizacji, Piotrowi Szumlewiczowi, który wprowadził wyraźne ożywienie, czego efektem jest dzisiejsza demonstracja.
Na miejscu zjawili się również działacze Inicjatywy Pracowniczej, po raz kolejny pokazując, że solidarność nie jest dla nich pustym frazesem. Tego samego nie można niestety powiedzieć o członkach „Solidarności”, dla których skandaliczne zwolnienie koleżanki z pracy nie było wystarczającym powodem do przyjścia na pikietę solidarnościową. Członek warszawskiej komisji Inicjatywy Pracowniczej, Jakub Grzegorczyk, mówił o strajku jako najskuteczniejszym narzędziu nacisku na firmą łamiącą prawo oraz przywołał kilka przykładów walk pracowniczych, w których uczestniczył jego związek.
Warto odnotować również obecność trzech osób z Partii Razem, w tym Adriana Zandberga, który uraczył obecnych bardzo dobrym przemówieniem, podczas którego określił umowy śmieciowe i prześladowanie związkowców jako „bezczelność, która już dawno powinna stać się przeszłością”.
Największą delegację przysłał Ruch Sprawiedliwości Społecznej, a lider tej partii, Piotr Ikonowicz podczas swojej mowy zaznaczył „jestem z Solidarności, ale z tej pierwszej, kilkumilionowej”. – Po to wtedy strajkowaliśmy, po to biliśmy się z ZOMO, żeby już nigdy żaden pracownik nie musiał się bać, że zostanie pozbawiony środków do życia tylko dlatego, że stanął w obronie innych pracowników” – mówił działacz RSS, a tłum zgromadzony pod siedzibą LOT zakrzyknął „wstyd i hańba”.
Przemawiała także Monika Żelazik: – Trzeba podjąć radykalne kroki. Nie dla mnie. Już nie jestem pracownikiem firmy. Musimy to zrobić dla naszej przyszłości, dla wszystkich, którzy chcą uczciwie pracować – mówiła przewodnicząca komitetu strajkowego.
Demonstracja oddaliła się następnie kilkaset metrów w kierunku centrum miasta, a podczas ostatniego etapu przemówień głos zabrali pracownicy. Od jednej ze stewardess można było usłyszeć, że przychodząc do firmy z taką renomą była idealistką, a teraz przychodzi jej pracować na umowie śmieciowej. Przedstawiciel pilotów mówi o przemęczeniu prowadzących maszyny na trasach trasnoceanicznych, a także o konieczności poprawy warunków bezpieczeństwa, a do takich zaliczają się również warunki pracy pilotów i pozostałych członków personelu pokładowego.