Politycy partii Porozumienie złożyli w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia wykroczenia przez organizatorów akcji polegającej na zamieszczaniu tablic z napisem „Strefa wolna od LGBT” w pięciu językach. Takie oznaczenia pojawiły się przy wjazdach do miejscowości, których samorządy uchwaliły ustanowienie właśnie takich stref. Pomysłodawca akcji, aktywista Bartosz Staszewski, chciał w ten sposób pokazać światu, że w Polsce łamie się prawa człowieka i dopuszcza do jawnej dyskryminacji obywateli ze względu na orientację seksualną.
Według Jana Strzeżka i Jakuba Drożdża, dwóch młodych wilków ze stajni Jarosława Gowina, Staszewski dopuścił się wykroczenia polegającego na stawieniu nielegalnych znaków. Co ciekawe, uzasadniając złożenie donosu, Strzeżek nie mówił o bezpieczeństwie w ruchu drogowym, dając do zrozumienia, że motywacja była inna, a mianowicie chodziło o dobre imię ojczyzny. „To tworzenie fałszywych znaków, tak jak zrobił ten aktywista LGBT, sprawia, że pojawiają się kolejne kłamstwa za granicą nt. Polski. To już się wczoraj stało – Guy Verhofstadt, jeden z liderów jednej z frakcji w PE, udostępnił te zdjęcia i zaczął dyskusję nt. traktowania osób LGBT w Polsce” – mówił polityk na antenie telewizji wPolsce. Dróżdż dodał, że „mamy do czynienia ze zorganizowaną akcją dezinformacyjna środowisk LGBT”.
Organizacje broniące praw człowieka i prawnicy antydyskryminacyjni nie mają wątpliwości – ustanawianie”Stref wolnych od LGBT” to działanie nielegalne i rażąco naruszające przepisy prawa krajowego i międzynarodowego. Takie uchwały nie tylko wytwarzają u przedstawicieli mniejszości poczucie zaszczucie i świadomość bycia obywatelem drugiej kategorii, ale również w swoich treściach zawierają manipulatorskie zabiegi. Nie ma żadnej „ideologii LGBT”, a „promocja homoseksualizmu” jest niemożliwa – uchwały to zwyczajne łamanie praw człowieka, uderzenie w społeczność osób nieheteroseksualnych i transpłciowych.
Akcja Staszewskiego, wbrew temu co sugerują Strzeżek i Drożdż nie są żadną formą dezinformacji. Przeciwnie – to precyzyjne unaocznienie tego, co homofobiczni politycy mówią i czynią. Najpierw Europa, za sprawą rezolucji Europarlamentu, teraz cały świat dowiedział się, że w Polsce, rządzonej przez PiS powstają strefy „no-go” w których prym wiodą fundamentaliści, zaprowadzający swoje radykalne porządki, nie zważając na demokratyczne standardy i prawa człowieka.
Dezinformacją jest mówienie, że LGBT to jakaś „ideologia”, a nie konkretni ludzie, którzy w 2020 roku w Polsce są pozbawieni pełni praw obywatelskich.
Dezinformacją są też pohukiwania polityków Porozumienia. Bo „strefy wolne od LGBT” to smutna część naszej rzeczywistości należy się z tym faktem zmierzyć, a nie zamiatać pod dywan i ukrywać przed sąsiadami. Takie strefy istnieją naprawdę.
Dezinformacją są również zapewnienia premiera Morawieckiego, który podczas spotkań z politykami i biznesowymi partnerami zapewnia, że Polska jest normalnym demokratycznym krajem. „Strefy” nie są ani normalne, ani demokratyczne.
Akcja Staszewskiego jest celnym obnażeniem patologii polskiej rzeczywistości i postawieniem sprawców całego tego szaleństwa – polskiego rządu w bardzo niewygodnej sytuacji, a młodzi działacze od Gowina zapisują wyjątkowo paskudną kartę w swojej politycznej działalności. To, że nie przeszkadza im łamanie praw człowieka mogę jeszcze zrozumieć. Ideologiczne zaślepienia i chęć wykazania się przed szefem w przypadku młodych chłopaków w kapitalistycznej Polsce to niestety częste zjawisko. Najbardziej absurdalne jest jednak nawoływanie do uciszenia tych, którzy mówią, że łamania praw człowieka ma miejsce, bo „strefy wolne od LGBT” są faktem. To już zwyczajne frajerstwo.