Niemiecka prokuratura generalna wszczęła śledztwo w sprawie nowego piwa, które pokazało się w supermarketach Turyngii (środkowo-wschodnia część kraju) i odniosło spektakularny sukces. Prokuratorzy podejrzewają, że ten sukces zawdzięcza ono nie jakiemuś nadzwyczajnemu smakowi, lecz nalepkom na butelkach pełnych nazistowskiej symboliki.
Właściwie nic tu nie jest niewinne. Na brunatnej nalepce piwa Deutsches Reichsbräu, z marką wypisaną gotyckim liternictwem, figuruje charakterystyczna, hitlerowska „wrona” z rozpostartymi skrzydłami – brakuje tylko swastyki, zastąpionej przez Krzyż Żelazny. Sprzedawcy zadbali o wszelkie aluzje: skrzynka tego piwa kosztuje 18, 88 euro, co w subkulturze neonazistowskiej ma swe stałe znaczenie. 18 oznacza pierwszą i ósmą literę alfabetu (inicjały Adolfa Hitlera), a 88 – HH, czyli „Heil Hitler”.
Policja i prokuratura będą badać, czy sprzedaż takiego piwa jest przestępstwem. W Niemczech symbole nazistowskie są nielegalne, jeśli są używane w kontekście politycznym, natomiast tolerowane w przekazach kulturalnych lub „innych”. Piwo znalazło sie sklepach nazajutrz po uroczystościach w Jerozolimie poświęconych rocznicy wyzwolenia Auschwitz i walce z antysemityzmem, na których niemiecki prezydent Frank-Walter Steinmeier bił się w piersi i mówił o wzroście incydentów antyżydowskich w jego kraju. Według mediów, producentem piwa jest Tommy Frenck, znany w Turyngii neonazista z Themar, gdzie odbywają się, tradycyjne już, doroczne festiwale skrajnej prawicy.
Niemiecka policja bada jednocześnie sprawę dużej flagi Izraela zatkniętej na wysokim kominie nieczynnej fabryki w niedalekim Lipsku, wczoraj – w rocznicę wyzwolenia Auschwitz przez Armię Czerwoną. Z początku wzięto to za rodzaj manifestacji ze strony społeczności żydowskiej, która miała symbolizować przeżycie i zwycięstwo, lecz w końcu uznano, że to raczej złośliwa, antysemicka aluzja w złym guście, która ma prowokować do nienawiści rasowej. Strażacy zdjęli flagę, lecz policjantom nie udało się na razie znaleźć sprawców.