Podobno płaca minimalna powoduje wzrost bezrobocia. A przynajmniej to próbują nam wmówić wolnorynkowi „eksperci”. Przykład Niemiec pokazuje, że to tylko jeden z wielu mitów. Gospodarka naszych zachodnich sąsiadów kwitnie, a płace rosną.
Prawie półtora roku po wprowadzeniu minimalnej stawki godzinowej godzinowej w wysokości , wbrew zapowiedziom neoliberałów, gospodarka RFN nie tylko nie dostała zadyszki, ale wszelkie wskaźniki pokazują, że jest w znakomitej kondycji. Wzrost gospodarczy będzie najwyższy od czterech lat, a bezrobocie – najniższe od czasu zburzenia muru berlińskiego.
Z informacji podanych przez Federalny Urząd Pracy wynika, że odsetek pracowników bez zatrudnienia spadł w maju do 6,1 proc. Liczba zarejestrowanych bezrobotnych spadła tylko w ciągu jednego miesiąca o 11 tys. osób.
Jako zdecydowanie pozytywny należy również ocenić wpływ minimalnego wynagrodzenia na ogólny wzrost płac. Wprowadzenie tego rozwiązania poskutkowało wyższymi pensjami dla ok. 3,6 mln pracowników. Szczególnie poprawiła się sytuacja obywateli z landów byłego NRD, gdzie płace wzrosły o blisko 10 proc. (w tym kobiet o 19,7 proc.). W ujęciu ogólnokrajowym najwyraźniejszy wzrost pensji nastąpił w hotelarstwie i gastronomii (6 proc.) i wśród pracowników niewykwalifikowanych (3,3 proc.).
Stawka minimalna ograniczyła również patologie tzw. Minijob, czyli pełnych etatów, gwarantujących zarobki poniżej 450 euro. Od 1 stycznia 2015 roku zniknęło ok. 200 tys. takich śmieciowych miejsc pracy, a na ich miejsce powstały etaty w innych sektorach – lepiej płatne, bardziej stabilne i przynoszące gospodarce większe korzyści.