Sąd w Düsseldorfie uwolnił dziś od zarzutów Ralfa Spiessa, jedynego podejrzanego w sprawie rasistowskiego zamachu bombowego z 2000 r., w którym 10 osób zostało rannych. Decyzja sądu wywołuje gorycz i niezrozumienie w 18 lat po ataku, który wstrząsnął wtedy całym krajem. Według sądu, „dowody były niewystarczające, by w niepodważalny sposób wykazać winę oskarżonego.”
52-letni dziś Spiess, były wojskowy ze swastykami wytatuowanymi na ciele, należał do aktywistów niemieckiego środowiska neonazistowskiego. Zaprzecza jakoby 27 lipca 2000 r. to on zdalnie odpalił bombę podłożoną na podmiejskim dworcu. Atak celował w grupę osób z byłego ZSRR, która wychodziła ze szkoły językowej. Poroniła wtedy ukraińska kobieta w pięciomiesięcznej ciąży.
Zamach wywołał żywą, ogólnonarodową debatę na temat przemocy skrajnej prawicy, z którą Niemcy miały regularnie do czynienia. W lutym zeszłego roku, gdy policja w końcu aresztowała Spiessa, jego oskarżenie odbierano jako prawne zwycięstwo w kontekście wzmożenia ataków na cudzoziemców, do którego doszło w konsekwencji kryzysu migracyjnego i przyjęcia przez Niemcy ok. miliona uchodźców.
Spiess został aresztowany pierwszy raz zaraz po zamachu, ale zwolniony z braku dowodów. Prokuratura postawiła go w stan oskarżenia na podstawie zeznań jego ówczesnych współwięźniów , według których miał się on chwalić „wysadzeniem „ciapatych” w powietrze”, a poronienie Ukrainki nazwać „udaną eutanazją”. Sędzia jednak nie uwierzył tym świadectwom, ze względu na pewne sprzeczności .
Prokuratura ma zamiar wnieść apelację, bo „nie podziela tych wątpliwości”. Według adwokatów ofiar, uniewinnienie Spiessa jest „największym błędem sądowym w historii Düsseldorfu”.