Policja, zamiast zidentyfikować i wydać wymiarowi sprawiedliwości sprawców agresji, skierowała zawiadomienie do prokuratury na kobiety. We wrześniu 2018 zostały skazane wyrokiem nakazowym za „przeszkadzanie w przebiegu niezakazanego zgromadzenia” – za to że usiadły na trasie przemarszu. Aktywistki musiały zapłacić po 200 zł grzywny i pokryć koszty sądowe – po 100 zł od osoby. Odwołały się od wyroku, teraz zapadł ostateczny werdykt.
Śródmiejski sąd uniewinnił w czwartek dzielne działaczki. W uzasadnieniu wskazywał, że z analizy materiału dowodowego wynika, że kobiety nie miały zamiaru przeszkadzać maszerującym narodowcom i „nie ma podstaw, żeby je skazać”. Sędzia powoływał się na wolność wyrażania poglądów opisaną w artykule 54 konstytucji. Mówił też o zapisach Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
Podczas jednej z rozpraw przed sądem kobiety przedstawiły motywy swojego działania.
Obwiniona Agnieszka Markowska (rocznik 1965): – Ten protest to była moja niezgoda na faszystowskie, homofobiczne marsze w tym najbardziej skrzywdzonym podczas wojny mieście.
Obwiniona Zofia Marcinek (rocznik 1993): – To był protest wobec symboliki faszystowskiej, która na tym marszu od lat się pojawia. To był protest przeciwko bierności policji i władz. Hasła nawołujące do nienawiści, eksterminacji, eliminowania innych narodowości, to nie jest coś, co człowiek uważający się za przyzwoitego może tolerować i patrzeć na to bezczynnie.
Obwiniona Lucyna Łukian (rocznik 1960): – Wychowałam się w rodzinie wołyńskiej. Moi bliscy opowiadali mi, czego byli świadkami. Dlatego ilekroć faszyzm będzie szedł ulicami, będę protestowała. Nigdy w życiu nie pozwolę na to, żeby w Polsce, w moim kraju, wróciło to, co już było, co znamy.
Obwiniona Maria Bąk-Ziółkowska (rocznik 1954): – Święto niepodległości jest też moim świętem, którego nie pozwolę sobie odebrać. Marsz stał się manifestacją ksenofobii i gwałtu. Protestowanie przeciwko tej ideologii uważam za obywatelski obowiązek, tak samo jak udział w wyborach i płacenie podatków.
Prokuratura wciąż prowadzi postępowanie w sprawie fizycznego ataku na protestujące kobiety. Sprawa została już raz umorzona, ale tę decyzję uchylił sąd. Prowadząca śledztwo prokurator Magdalena Kołodziej w uzasadnieniu umorzenia napisała, że zamiarem atakujących nie było pobicie pokrzywdzonych, lecz „okazanie niezadowolenia, że znalazły się one na trasie ich przemarszu”.