W 2001 roku ruszyła pierwsza edycja kampanii „Dzieciństwo bez przemocy”. Koordynowała ją wtedy moja matka, w mieszkaniu zalegały ulotki, materiały PARP-y i Niebieskiej Linii. To wtedy pierwszy raz przeszła mi przez głowę myśl, aby zostać kuratorem społecznym. Film, który promował tę kampanię, jest wstrząsającą ilustracją skutków stosowania kar fizycznych.
Dziewczynka-aniołek z jasnymi loczkami karmi kaszką swojego misia. „No jedz, misiu, jedz” – prosi pięknie. Obrazek, zdawałoby się, sielski. Ale zawartość łyżeczki nieoczekiwanie spada na podłogę i wtedy niebo zmienia się w piekło. „Co zrobiłeś? Nie gap się tak tępo, kretynie! Zobacz, co czego mnie doprowadziłeś, nie kocham cię!” – krzyczy rozgorączkowane dziecko, szarpiąc maskotkę i okładając ją razami. Wykrzykiwane frazy zna na pamięć, idealnie odtwarza ton głosu, musiało słyszeć je nie raz.
Film trwa równo 30 sekund. W ciągu pół minuty na naszych oczach ofiara staje się katem.
Moja matka powiedziała wtedy, że bardzo chciałaby się mylić, ale ta mała aktorka jest w swojej przerażającej przemianie aż nazbyt wiarygodna.
Być może ta dziewczynka i wiele podobnych do niej dzieci z misiami znalazło się też wśród tych 47 procent respondentów sondażu SW Research dla rp.pl, którzy odpowiedzieli, że akceptują klapsy jako metodę wychowawczą. Gdy wyniki sondażu upubliczniła na swoim Twitterze zastępczyni RPO, wtrącił się Krzysztof Bosak i jął tłumaczyć jej różnicę pomiędzy „prawdziwą przemocą” a wychowawczą mocą klapsa.
Ale najbardziej przerażające jest to, co napisał później, rozwijając myśl: „Poprawny politycznie chórek od klaps=bicie powinien pójść dalej w swoim pedagogicznym rewizjonizmie i postulować zakazania prowadzenia za rękę, potrząsania, przytrzymywania, kładzenia do łóżka, wkładania do wanny, zatrzymywania i zamykania w pokoju. To wszytko formy przemocy!”. Pan Krzysztof pisał to na serio. Jest niewiele starszy ode mnie, nie wiem, czy założył już rodzinę. Ale jeśli usłyszę, że kiedyś zamknął swoje dziecko w pokoju albo przetrzymał w wannie, może być pewien, że dopilnuję, aby poniósł tego konsekwencje i został napiętnowany jako sprawca.
Niewykluczone jednak, że znajdą się tacy, którzy złożą mu gratulacje. Takie same jak te, które złożyła władzom Zakopanego ex-premier Beata Szydło. Zakopane jest jedynym samorządem, który nie wdrożył u siebie znowelizowanej ustawy o zapobieganiu przemocy w rodzinie. Odmówił powołania zespołów interdyscyplinarnych. Bo w Zakopanem przemocy nie ma. To, do czego wzywana jest policja około 70 razy w ciągu roku to tylko „bicie baby” dla zdrowotności. Ale żadna przemoc.
Beata Szydło nazwała postawę górali aktem odwagi. Obiecała pomoc w zaskarżeniu ustawy do Trybunału Konstytucyjnego, żeby można było bić jeszcze mocniej. Być może ona kiedyś również była małą dziewczynką od misia, loczków i łyżeczki. Dzieci, które doświadczyły przemocy, uczą się agresywnego zachowania jako podstawowego stylu kontroli społecznego i fizycznego otoczenia. Ten sposób funkcjonowania niektóre z nich stosują również jako osoby dorosłe.