Utworzone niedawno stowarzyszenie NowoczesnaPL właściwie powinno się nazywać NowoczesnaPO.
W istocie bowiem ugrupowanie Ryszarda Petru stanowi kontynuację podupadającej i mocno już zużytej Platformy Obywatelskiej. Mówiła o tym wprost w telewizji Polsat posłanka PO Iwona Śledzińska-Katarasińska dowodząc, że program stowarzyszenia nawiązuje do liberalnych postulatów z początków istnienia obecnej partii rządzącej.
Można domniemywać, że wspomniana wypowiedź nie odzwierciedla wyłącznie poglądów jednej posłanki, lecz jest wyrazem nieoficjalnego i starannie ukrywanego stanowiska kierownictwa Platformy, któremu powstanie stowarzyszenia jest po prostu bardzo na rękę. Można śmiało wnioskować, że Platforma nie do końca traktuje Nowoczesną jak rywala odbierającego jej głosy, lecz widzi w niej raczej potencjalnego koalicjanta w sytuacji, gdyby do spółki z PSL nie udałoby się stworzyć rządu większościowego. W przypadku rządu koalicyjnego PO-Nowoczesna wicepremierem odpowiedzialnym za gospodarkę czy finanse mógłby zostać Ryszard Petru. Zgroza!
Z pozoru może się to wydawać paradoksalne, ale powstanie Nowoczesnej stanowi dla Platformy szansę na zachowanie status quo. Przed frakcją krytykującą obecne kierownictwo PO niespodziewanie otwarto swoisty spadochron. Nie muszą już, wzorem ziobrystów, tworzyć nowych struktur, gdyż mogą spokojnie podryfować w stronę „nowoczesnych”. Zmieni się szyld, lecz nie skład. Nie będzie już potrzeby rozłamu, lecz indywidualne transfery jak w przypadku przejścia Dariusza Rosatiego czy Danuty Hübner z SLD do PO.
Nowocześni skrzętnie ukrywają fakt bycia przybudówką platformowych. W swoim przekazie kładą nacisk na wizję Polski, gdzie – cytując ich reklamówkę pt. ”Wartości” – „będzie możliwość realizacji indywidualnych marzeń”. Nowe ugrupowanie chce pozyskać wyborców przy pomocy pięknie brzmiących sloganów takich, jak „chcemy, aby do życia publicznego wróciła wizja, przyzwoitość i szacunek”, „naszym celem jest społeczeństwo nowoczesne i otwarte, opierające swój byt ekonomiczny o innowacyjną przedsiębiorczość” tudzież to samo społeczeństwo „aktywnych, uczestniczących w zmianach i rządzeniu państwem obywateli”.
Epatując modnym ostatnio hasłem „zmiana”, nowocześni mają zamiar trafić do tych wyborców Pawła Kukiza i Andrzeja Dudy, którzy co prawda oczekują zmiany, lecz nie bardzo wiedzą jakiej. Również do zwolenników Kukiza adresowana jest krytyka polityków, którzy „od 25 lat nie zgromadzili innych doświadczeń niż tylko polityczne”. To się musi podobać tym, którzy głosowali na Kukiza w sprzeciwie wobec politycznych elit.
Natomiast osobom, które w poprzednich wyborach poparli Janusza Palikota i jego Ruch, nowocześni oferują wizję społeczeństwa nowoczesnego, pełnego innowacyjności i otwartości na świat. Od programu Palikota różni ich jednak to, że w ich postulatach brak jest jakichkolwiek odniesień światopoglądowych czy też krytycznych wobec kościoła, krzyży w miejscach publicznych i celebracji uroczystości kościelnych z udziałem przedstawicieli władzy państwowej wszystkich szczebli. Oznacza to, że Polska może być zarówno nowoczesna, jak i klerykalna. Ponadto w ich deklaracjach programowych brak jest, charakterystycznych dla Palikota, postulatów „przyjaznego państwa”, co ich przyszłym ewentualnym wyborcom powinno dać do myślenia.
O chęci budowania przyjaznego państwa napomyka jedynie prezydent Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz, który swego czasu krytykował zawieranie przez rząd porozumień z górnikami. Zatem, według Tyszkiewicza, państwo może być przyjazne, ale nie dla górników. Poglądy pana Tyszkiewicza idealnie współgrają z deklaracją Nowoczesnej, która występuje przeciwko „rozbuchanym przywilejom grup zawodowych, takich jak górnicze czy rolnicze”. Nowocześni zdają sobie sprawę z tego, że ani górnicy, ani wieś nie będą na nich gremialnie głosować. Odpuszczając sobie ten elektorat jednocześnie antagonizują rzekomo uprzywilejowane grupy zawodowe przeciwko pozostałej części społeczeństwa. Czyli mają odwagę powiedzieć to, o czym Platforma jedynie skrycie marzy, nie mając wystarczającej siły przebicia i potrzebnego poparcia wyborców. Mówiąc o „dofinansowywaniu przestarzałych branż z naszych podatków”, nowocześni odważnie sugerują, że my, wyborcy, finansujemy górników, których głównym zajęciem nie jest wydobywanie węgla, lecz nieustanna walka o nienależne im przywileje. Nie mają jednak pomysłu, czym można by zastąpić przestarzałe branże energetyczne – może rosyjskim węglem albo gazem z Kataru?
Nowocześni arbitralnie decydują o tym, jakie są preferencje poszczególnych grup społecznych. Na przykład osoby starsze „oczekują dobrego systemu opieki zdrowotnej i bezpieczeństwa na co dzień”, tak jak gdyby poczucie bezpieczeństwa i łatwy dostęp do lekarzy i szpitali nie dotyczył ludzi młodszych. Autorzy Deklaracji Programowej, z której pochodzi powyższe stwierdzenie, przezornie nie wspominają o jednym z najpoważniejszych problemów dotyczących głównie emerytów, jakim jest niebotyczne i nieetyczne podwyższanie czynszów przez nowobogackich kamieniczników. Jest to poniekąd zrozumiałe, gdyż owi kamienicznicy mogą stanowić potencjalny elektorat Nowoczesnej.
Przymilając się do osób starszych, nowocześni optują za „systemem, który zapewnia równy dostęp do opieki zdrowotnej wszystkim, niezależnie od dochodów, miejsca zamieszkania i stanu zdrowia”. Jednocześnie uważają, że system zdrowia nie powinien „udawać, że wszystko jest bezpłatne”. Zgodnie z tą logiką służba zdrowia ma być płatna, lecz jednocześnie dostępna dla wszystkich niezależnie od ich dochodów.
Oficjalnie pomysłodawcą, twórcą, przywódcą i twarzą nr 1 Nowoczesnej jest Ryszard Petru. Jednak powszechnie wiadomo, że za całym tym interesem stoi lobby biznesowo-polityczne skupione wokół Leszka Balcerowicza wspomagane przez wycyckanego z PO Andrzeja Olechowskiego i będącego żywym symbolem transformacji od związków zawodowych do biznesu Władysława Frasyniuka. Od wyborców zależy, czy dadzą się raz jeszcze nabrać na „terapię”, którą swego czasu zafundował nam Balcerowicz.