Po rezygnacji Manuela Vallsa stery rządu we Francji przejmuje Bernard Cazeneuve. Dotychczasowy premier będzie próbował w nadchodzących wyborach prezydenckich zatrzymać prawicę.
Wobec rezygnacji Francoisa Hollande’a, który i tak w świetle sondaży nie miał żadnych szans na reelekcję, nadzieją słabnącej Partii Socjalistycznej stał się były już szef rządu. Prawybory na lewicy zaplanowane są na styczeń; Valls wystartuje z nich z całą pewnością, otwartą kwestią pozostaje, kim mieliby być kontrkandydaci. Zupełnie odrębną kwestią są jego szanse na zmobilizowanie elektoratu kompletnie rozczarowanego poczynaniami socjalistów i, jak pokazywały poprzednie wybory, odpływającego w stronę innych formacji. Także Frontu Narodowego, łączącego „socjalną” retorykę i hasła zabezpieczenia bytu prawdziwych Francuzów z nagonką na „obcych”. Valls nigdy nie krył się z liberalnymi poglądami i wdrożył jako premier antypracownicze ustawy.
Vallsa na stanowisku premiera zastąpi polityk równie kontrowersyjny – dotychczasowy minister spraw wewnętrznych Bernard Cazeneuve. Jest on twarzą stanu wyjątkowego wdrożonego po ataku w Paryżu w listopadzie ubiegłego roku. Nadane służbom i policji rozszerzone uprawnienia według znacznej części Francuzów były całkowicie uzasadnione sytuacją, podczas gdy organizacje broniące praw człowieka zarzucały im nie tylko bezzasadność, ale i nieskuteczność.
Niezależnie od przetasowań rządowych sondaże nie dają politykom lewicy (czy, jak mówią jej krytycy, farbowanej lewicy) szans w wyborach prezydenckich. Przewidywana jest druga tura między kandydatką prawicy skrajnej Marine Le Pen z Frontu Narodowego i przedstawicielem „bardziej cywilizowanej” prawicy Francoisem Fillonem.