Site icon Portal informacyjny STRAJK

O czym mówi Trump?

Prezydent Donald Trump, 2019. tweitter

Bardzo znamienny jest apel Donalda Trumpa pod adresem sojuszników w NATO, by bardziej zaangażowali się na Bliskim Wschodzie. Oryginał tego apelu brzmi całkiem pociesznie: Sojusz powinien bardziej stanowczo działać na rzecz stabilizacji w regionie [Bliskiego Wschodu] i walki z międzynarodowym terroryzmem”. Typowa nowomowa, przy której wizje Orwella to dziecięcy szczebiot. „Działania na rzecz stabilizacji” oznaczają zwiększenie zaangażowania militarnego, a walka z „międzynarodowym terroryzmem” jest walką z tym, kogo USA terrorystą mianują na potrzeby swóich doraźnych interesów. Państwa natowskie przerabiały ten scenariusz już wielokrotnie, ostatnio w Iraku, ale, jak widać z reakcji Jensa Stoltenberga, wniosków z tego nie wyciągnęły żadnych. Nawiasem mówiąc, dobrze się stało, że Lewica, ustami Andrzeja Rozenka po raz kolejny przeprosiła i przypomniała o tym, jak Stany Zjednoczone świadomie oszukały swoich sojuszników, by wciągnąć ich w krwawy konflikt, kosztujący życie setek tysięcy irackich obywateli, ale też same płaciły krwią swoich żołnierzy. Polska była wśród nich. Zapłaciła krwawą daninę za tamten chory sojusz z USA.

Przypomnę, że wówczas amerykańskim mocarstwem kierował zupełnie inny prezydent, o którym nikt nie śmiał mówić, że jest „nieprzewidywalny”. Nie, był całkiem przewidywalny, z dynastii, która od dawna kierowała amerykańską polityką. To nie chodzi o to, czy na czele USA stoi nieokrzesany prostak, czy wykwintny arystokrata – istota ich myślenia jest cały czas taka sama: Stany Zjednoczone über alles. Wolno im złamać dowolne reguły, każde prawo, bezkarnie zabić dowolną liczbę cywilów, zamordować tysiące dzieci (pamiętacie Madelaine Albright, która to usprawiedliwiała?). Towarzyszy temu przekonanie, że na zawsze pozostaną całkowicie bezkarne. W tym akurat mogą się pomylić, ale zostawmy to na razie.

Teraz Trump, z właściwym ludziom prymitywnym bezpośredniością, rozkosznie przekonany co do tego, że nikt mu nie podskoczy, żąda ponownie, by żołnierze Sojuszu, w tym Polska, były gotowe do ataku na Iran. A tu żarty się kończą.

Irak w 2003 roku, mimo pozorów siły był krajem świeżo pokonanym w I wojnie irackiej, z armią osłabioną moralnie i chybotliwym systemem politycznym. Iran to 80-milionowy naród, zjednoczony wściekłością i upokorzeniem przez Zachód, z armią, która z pewnością nie dotrzyma pola armii amerykańskiej. A polskiej? Ile dywizji Polska jest w stanie na rozkaz USA wystawić przeciwko Iranowi? I jakie tego będą konsekwencje nie tylko militarne, ale polityczne i społeczne na długo po tym, jak zakończy się ta awantura? Stać nas? USA będzie „walczyć o demokrację” do ostatniego polskiego żołnierza.

To dobry moment, by zadać sobie pytanie, czy NATO w takim kształcie i z taką doktryną jest światu potrzebne? I czy w ogóle jest potrzebne? Irak nie był pierwszym konfliktem, który pod wymyślonymi sztandarami zniszczył suwerenne państwo i zabił setki tysięcy jego obywateli, by jedno mocarstwo mogło położyć łapę na jego bogactwach. NATO nie po raz pierwszy występuje jako bandycka formacja, by pod dyktando USA, wbrew międzynarodowym prawom, zniszczyć niepodległe państwo. Krew obywateli Jugosławii jeszcze dobrze nie wyschła, ruiny Belgradu wciąż przypominają o natowskich bombach.

Ale nie zatrzymujmy się na Sojuszu Północnoatlantyckim. To tylko produkt. Wojny, grabieżcze i niesprawiedliwe wpisane są w istotę kapitalizmu. Dopóki nie zniszczymy tego ustroju, będą zawsze.

Exit mobile version