Po wybuchu obecnego kryzysu związanego z pandemią koronawirusa COVID-19 wielu zaczęło przytaczać „Doktrynę szoku” Naomi Klein jako przepowiednię radykalnych neoliberalnych reform, które mogą zostać wprowadzone w czasie społecznej dezorientacji. Czy słusznie?
Dotychczasowe działania rządu Zjednoczonej Prawicy nie wskazują na to, by obecnie była przygotowywana reforma prywatyzacji służby zdrowia czy też szkolnictwa, a to właśnie z tego znane były prawicowe rządy, które wykorzystały wszelkiej maści kryzysy do urynkowienia i sprywatyzowania wszystkiego, co się da w czasie traumy związanej z wojną, zamachem stanu czy kataklizmem. Tak działo się w Chile po zamachu stanu Pinocheta, w Stanach Zjednoczonych po zamachach 11 września 2001 roku, Iraku po agresji anglo-sasko-słowiańskiej w 2003 roku czy po tsunami, które w 2004 roku spustoszyło wybrzeże Indonezji, Sri Lanki oraz Indii. Także w wyniku Planu Balcerowicza oraz szoku zmiany systemu przez Polskę przetoczył się prywatyzacyjny walec, który na końcu swojej drogi pozbawił pracy 3 miliony ludzi. Jednak, jak słusznie zauważa Naomi Klein, ludzie z czasem stają się szokoodporni i nie tak łatwo dają się zaskoczyć neoliberalnym legislatorom, którzy tylko czyhają, by dokonać prywatyzacji zysków i uspołecznienia strat.
W 2020 roku sytuacja wygląda zgoła odmiennie. Co prawda pojawiają się postulaty użycia obecnego kryzysu do likwidacji programu 500+, 13 emerytury czy podwyższenia wieku emerytalnego, czyli najbardziej socjalnych programów wprowadzonych przez rząd Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego, ale są to głosy bardziej tragikomiczne, które kojarzymy z pociesznym Ryszardem Petru. Obecny koronakryzys po raz kolejny udowodnił, że neoliberalizm jest ideologią fałszywą, utopijną, która nie znajduje zastosowania w czasach trudnych, niespokojnych i niebezpiecznych. W momencie próby, czy jest to krach finansowy w 2008 roku, czy zagrożenie epidemiczne 2020 roku szamani wolnorynkowego kapitalizmu uciekają w popłochu pod płaszcz państwowych gwarancji i pomocy.
I właśnie ten okropny kryzys może być szansą na zastosowanie naszej, socjaldemokratycznej „Doktryny szoku”, szczególnie że rynkowcy i prywatyzatorzy są pogubieni, stracili orientację, nie są w stanie sprawnie reagować na spektakularny renesans państwa w czasie zarazy. W polskich warunkach, które są nadzwyczaj neoliberalne w europejskim kontekście, Lewica powinna przedstawić swój program reform, które wychodziłby daleko poza dotychczasowe schematy.
Blisko 3 miliony zatrudnionych na śmieciówkach być może teraz zrozumie, że „elastyczne” formy zatrudnienia niosą za sobą olbrzymie ryzyko, które jest niezwykle realne, szczególnie kiedy traci się możliwość pracy z dnia na dzień. Delegalizacja tych form zatrudnienia jest naturalną lekcją z tego kryzysu i dobrze, by lewica parlamentarna oraz związki zawodowe mówiły nieustannie o tym, że czas powszechnego stosowania umów o dzieło, zlecenia i samozatrudnienia zamiast umów o pracę się skończył. Tak samo przy pomocy publicznej dla przedsiębiorstw należałoby wprowadzić zasadę pierwszeństwa dla tych firm, które nie unikały płacenia podatków, nie zatrudniały swoich pracowników na śmieciówkach, a Państwowa Inspekcja Pracy nie miała żadnych zarzutów w kontekście przestrzegania prawa pracy oraz BHP. Europejskie standardy pomocy publicznej powinny być nagrodą dla tych firm, które prowadzone są w cywilizowany i europejski sposób, a nie stosowały „optymalizację” podatkową poprzez unikanie ich płacenia oraz oszukiwania swoich pracowników oraz państwa.
Następną kwestią jest służba zdrowia. Skoro państwo polskie już stosuje pozakonstytucyjną zasadę wydawania 2 proc. PKB na obronność, dlaczego Polski nie byłoby stać na przeznaczanie 8 proc. na ochronę zdrowia, w tym na radykalne podwyższenie wynagrodzeń dla lekarzy, pielęgniarek i całego personelu medycznego? Dzisiaj niemal wszyscy nazywają ich bohaterami, a jeszcze wczoraj niektórzy krzyczeli do protestujących lekarzy rezydentów „Niech jadą”. To samo dotyczy policjantów, żołnierzy, strażaków, pracowników sanepidu. Wszyscy Oni powinni zarabiać godnie, co najmniej średnią krajową, a prestiż ich zawodów powiem być wspierany przez państwo wszystkimi możliwymi sposobami, zaczynając od edukacji, przez kulturę kończąc na telewizji.
Obecny koronakryzys zmieni nasz świat, doprowadzi do olbrzymich problemów gospodarczych całego świata, które najbardziej poobijają tych, którzy znajdują się najniżej drabiny społecznej. Czas „taniego państwa minimum” mija, dobrze byśmy wyszli z tego chaosu z przeświadczeniem, że fundamentalizm rynkowy nie jest „pozą” intelektualną, lecz stanowi fundamentalne zagrożenie dla naszego zdrowia i życia. Dlatego kiedy będzie już widać firmament końca zagrożenia epidemicznego wyślijmy na tamten świat praktykę neoliberalizmu. Dla nas samych oraz dla wszystkich przyszłych pokoleń!