Apel smoleński okazał się nieodłączną częścią obchodów wybuchu II wojny światowej. Andrzej Duda w swoim przemówieniu cytował Lecha Kaczyńskiego.
Tradycyjnego Apelu Poległych w tym roku nie było. Wprawdzie o 4.45 zawyły na Westerplatte syreny na upamiętnienie ataku pancernika „Schleswig-Holstein” na składnicę wojskową 1 września 1939 r., ale trudno zorientować się, kto był postacią centralną obchodów.
Andrzej Duda w swoim przemówieniu wspomniał słowa Lecha Kaczyńskiego wygłoszone podczas ostatniej uroczystości na Westerplatte, w której prezydent wziął udział, czyli z 2009. Powiedział wówczas: „ Nigdy nie wolno ulegać i pokazywać słabości wobec żadnego totalitaryzmu i imperializmu, bo skończy się to tak, jak na Westerplatte. Słabość kończy się wojną” – to niewątpliwie ryzykowne przesłanie prezydent Duda uznał za stosowne odświeżyć 1 września.
Politycy PO, PSL i Kukiz’15 solidarnie skrytykowali działania Antoniego Macierewicza, sprowadzające każde wojskowe obchody do święta ku czci ofiar katastrofy w Smoleńsku. Natomiast Michał Dworczyk z PiS stwierdził, że „ofiary katastrofy smoleńskiej są przywoływane w apelu jest elementem polskiej tradycji wojskowej i nie ma w tym nic dziwnego”.
Brakuje tylko specjalnego apelu ku czci Żołnierzy Wyklętych.