1) Obiecuję, odsłupkujemy Warszawę.
2) Nie mamy trzeciej linii metra, są tylko jakieś koncepcje mazakiem narysowane. Jak zostanę prezydentem, rozpocznę budowę dwóch linii jednocześnie.
3) Platforma przez 12 lat zbudowała w Warszawie 7,7 km linii tramwajowych, 600 metrów rocznie. My zbudujemy 12 linii, kilkadziesiąt kilometrów.
4) Będą bony na wymianę pieców.
5) Moje 4 zobowiązanie programowe dla Warszawy: 100 zł Tani Bilet Rodzinny oraz darmowa komunikacja dla posiadaczy Karty Dużej Rodziny.
6) Będą filtry spalin w ursynowskim tunelu. Sprawa jest załatwiona. (…) Byłem w tej sprawie w Ministerstwie Infrastuktury.
7) Proponujemy rekompensatę dla mieszkańców w wysokości np. 1000 zł za adopcję psa, która pozwoli odciążyć budżet i zachęci do adopcji zwierząt.
8) Warszawa jest stolicą Polski i powinna być siłą napędową polskiego sportu. (…) Jestem przekonany, że jeżeli wygramy te wybory to, to się zmieni.
9) Jeśli wygram wybory, zbuduję nowe mosty dla kierowców, bo trzeba odciążyć inne przeprawy.
To tylko pierwsze z brzegu cytaty z obietnic kandydata na prezydenta Warszawy Patryka Jakiego. Parę kliknięć myszką, nic wielkiego. Chciałem pokazać, jak łatwo szafuje się podczas kampanii wyborczej obietnicami, które na realizację, jak wskazują eksperci, mają, delikatnie rzecz ujmując, niewielkie szanse. I jak gigantyczne pieniądze są na to potrzebne.
Żeby była jasność – Jaki nie jest jedynym kandydatem, który obiecuje ludziom niestworzone rzeczy, nie dbając o realia. Ale ten kandydat dziś zdenerwował mnie szczególnie proponując wybudowanie w stolicy futurystycznej 19 dzielnicy, w której ma się żyć cudnie, bez problemów i bolączek wielkich metropolii.
– Ja mam w ręku projekt ustawy, który tworzy nową 19. dzielnicę przyszłości – powiedział Patryk Jaki. (…) To będzie największy obszar smart city w Europie, największy obszar innowacji w Europie, obszar najniższych podatków, taka specjalna strefa, gdzie będą najniższe podatki dla innowacji w tej części Europy.
Tramwaje wodne, taksówki, zeroemisyjny pozostały transport i różne takie cuda – kandydat PiS na prezydenta Warszawy zawsze obiecywał dużo, dzisiaj jednak pobił samego siebie.
I dał ostateczny dowód, że zupełnie nie wie, o czym mówi. Gdyby bowiem naprawdę leżały mu na sercu problemy warszawiaków, do rządzenia których miastem tak się rwie, to skupiłby się raczej na czymś innym. Może zaproponowałby, co zrobić, by wyrównać sytuację zdrowotną miedzy mieszkańcami luksusowymi dzielnicami grodzonych osiedli a Pragi Północ. Przypomnę, że różnica średniej długości życia między nimi to 16 lat. Powinien zobaczyć, że w XXI wieku są jeszcze w Warszawie ludzie, którzy wegetują w domach bez dostępu do najpotrzebniejszych zdobyczy cywilizacji w postaci toalety i kanalizacji. Mógłby zgłosić publicznie, co zrobi, by wyrównać dzieciom z gorszej dzielnicy szanse dostępu do dobrej edukacji publicznej. Co w ogóle można zrobić, by Warszawa była miastem równości, a nie rosnących asymetrii i niesprawiedliwości.
On jednak woli opowiadać o nowej, wymyślonej na potrzeby przedwyborczej gadaniny dzielnicy, której przeciętny mieszkaniec Pragi raczej nie zobaczy, bo nie dożyje.