Site icon Portal informacyjny STRAJK

Obrońcy każdego naszego guzika już tu są!

Świat wstrzymał oddech, gdy w sobotę, o godz. 17.25 amerykańska armia dotarła do koszar w Żaganiu. Przyjechała całym konwojem składającym się z cysterny z paliwem, transportera osobowego i wojskowego hummera. Armia amerykańska w Polsce liczyła w tym momencie 10 żołnierzy.

Tylu wystarczyło, aby obywatele Rzeczpospolitej poczuli się bezpieczni. Przynajmniej zdaniem polityków. Prezydencki minister Krzysztof Szczerski nie posiadał się z radości mówiąc, że nastąpiło coś, co jest przełomem. Wszak po raz pierwszy wojska sojusznicze przekraczają Odrę, a niedługo przekroczą też Wisłę.

Dla wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego, US Army stacjonująca w Polsce to klęska Rosji, która od lat zabiegała, aby Polska była w strefie rosyjskich wpływów. A amerykańskie wojska są pieczątką polskiego bezpieczeństwa, pokazującą, że będziemy w zachodniej strefie wpływów. Znaczy wartości, które nam są najbliższe.

Dzięki wiekopomnemu aktowi zameldowania się Amerykanów pod Żaganiem porażkę poniosła zdaniem Jakiego polityka Niemiec. Bo to one od lat zabiegały, by pierwszą częścią NATO na Wschodzie była właśnie granica niemiecka. A teraz dzięki PiS przesunięto tę granicę na wschód. Oczywiście po, aby Polska była bezpieczniejsza.

W te same tony uderza opozycja. Poseł PO Marcin Kierwiński popada w zachwyt, że amerykańscy chłopcy śpiący w koszarach w Polsce udowadniają, że kończy się proces wzmocnienia wschodniej flanki NATO.

Nie inaczej ma Zbigniew Gryglas z Nowoczesnej. Nie po próżnicy przecież opowiadał mediom, że od tego momentu mógł się poczuć bezpieczniej. Podobne zadęcie ma i polityk PSL Adam Jarubas, dla którego pojawienie się sił NATO na wschód od Odry to historyczny moment.

Do tego chóru dołączą podczas oficjalnych uroczystości powitalnych 14 stycznia Macierewicz, Szydło, i Duda. W tym samym tonie zaśpiewają wtedy też Schetyna, Komorowski i zapewne Kwaśniewski.

Cztery i pół tysiąca żołnierzy amerykańskich, którzy mają u nas stacjonować docelowo, tak skutecznie przestraszy wrogów Polski, że nikt jej już nigdy nie ruszy.

No może dopiero wtedy, gdy Trump uzna, że rozbijanie całkiem dobrze funkcjonującej amerykańskiej infrastruktury wojskowej w Niemczech i rozmywanie jej przerzucaniem paru żołnierzy do Polski nie ma sensu militarnego. I może spaprać to, o czym prezydent-elekt pisał w tak doniosłym dla bezpieczeństwa polskich polityków dniu, czyli w tę samą sobotę, na Twitterze. A pisał o tym, że konfrontacja z Rosją nie jest tym, na czym mu najbardziej zależy. Trump uważa bowiem, iż „oba kraje będą współpracować, by rozwiązać niektóre z tych wielu dużych i pilnych problemów i kwestii na świecie”.

Stacjonowanie w Polsce paru oddziałów ani nie jest czymś wielkim, ani pilnym. I Trump może to rozwiązać błyskawicznie. Tak bowiem jest, że skoro ktoś przyjechał, to równie szybko może wyjechać. A z naszym bezpieczeństwem tak jak nie ma to nic wspólnego teraz, tak nie będzie miało i potem. Bo bezpieczeństwa w stosunkach z Rosją nie buduje się, sprowadzając paru wojaków. W XXI wieku buduje się je dobrymi relacjami dyplomatycznymi, kulturalnymi, naukowymi, a nade wszystko ekonomicznymi. I Trump – przy całym moim braku sympatii dla niego – zdaje się to rozumieć znakomicie lepiej, niż uważający się za światowych specjalistów od rosyjskiej duszy Polaków.

Exit mobile version