Syryjska opozycja pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Obecnie głównymi siłami walczącymi przeciwko prezydentowi al-Asadowi są dżihadyści. „Emigracyjni liderzy” uznawani przez Zachód, w kraju nikogo nie obchodzą.
Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Francja konsekwentnie informują, że dążą do obalenia Baszszara al-Asada, by oddać władzę w Syrii demokratycznej opozycji. Tymczasem przyjrzenie się obecnie konfiguracji sił w Syrii pozwala nawet komuś niebędącemu profesjonalnym analitykiem odgadnąć, że jeśli al-Asad padnie, kraj pogrąży się w chaosie i terrorze fanatyków islamskich.
Syryjska Koalicja Narodowa na rzecz Opozycji i Sił Rewolucyjnych, rezydująca za granicą i fetowana jako „prawowity rząd Syrii” (za takowy uznaje ją m.in. Polska) nie dysponuje w zasadzie niczym poza szumną nazwą. Dowiódł tego dobitnie opublikowany w internecie „Komunikat nr 1” wydany przez 11 zbrojnych grup islamskich walczących w północnej Syrii. Jednoznacznie odrzucają one zwierzchnictwo „hotelowych rewolucjonistów” rezydujących za granicą. Stwierdzają także, że nowa koalicja sił antyasadowskich wkrótce powstanie i już zupełnie oficjalnie będzie walczyć o ustanowienie w Syrii państwa opartego na szariacie.
Od „demokratycznej opozycji” odcięły się mniejsze partyzantki, które do tej pory przynajmniej starały się stwarzać wrażenie, że walczą o Syrię świecką, demokratyczną i respektującą prawa człowieka. Liwa al-Islam, Liwa at-Tauhid i Sukur asz-Szam ogłosiły wejście w sojusz z Dżabhat an-Nusrą, czyli syryjskim odgałęzieniem al-Kaidy. Ich działalność już od trzech lat nie miała nic wspólnego z walką o demokrację, jednak zachodnie mocarstwa wolały wierzyć wydawanym deklaracjom, niż aktom przemocy na ludności cywilnej, jakie znaczyły „szlak bojowy” wymienionych organizacji.
Wśród 11 sygnatariuszy deklaracji nie ma Państwa Islamskiego. Podkreślając ściśle muzułmański charakter swojej walki, autorzy oświadczenia najprawdopodobniej chcą przekonać, że w odróżnieniu od terrorystów z ISIS, oni walczą w imieniu ludności Syrii. Licząc na to, że dostawy broni od Zachodu nie ustaną, mają nadzieję przekonać do siebie przynajmniej niektórych sponsorów ISIS. Szansa na to jest jednak mała – po co popierać substytut ISIS, skoro można kierować środki na oryginał? Jedynym zatem pożytkiem z deklaracji jest jasne postawienie sprawy – jeśli w Syrii kiedykolwiek była demokratyczna opozycja, to dziś nie ma jej z całą pewnością.