Fala protestów związanych z aresztowaniem Aleksieja Nawalnego przetoczyła się przez wiele rosyjskich miast. Okazuje się jednak, że ocenom Nawalnego niezbyt to pomogło.
Opozycyjny ośrodek badania opinii publicznej im. Jurija Lewady przeprowadził badania dotyczące rozpoznawalności protestów, które miały miejsce w Rosji w styczniu i ich oceny.
W porównaniu z poprzednimi latani, kiedy przeprowadzano podobne badania, bardzo wzrosła popularność ruchu protestu. Uważnie je obserwował co piaty pytany (21 proc.), zaś „coś słyszało” 59 proc. Razem zatem grupa, która dysponowała wiedzą o demonstracjach, to 80 proc. Rosjan. Jednak oceny tych akcji jest niejednoznaczna. 22 proc. ocenia protesty pozytywnie, 37 proc. odnosi się do nich obojętnie, zaś niemal 40 proc. (39) jest nastawiona negatywnie.
Ciekawa jest odpowiedź na pytanie, co powodowało ludźmi, którzy uczestniczyli w akcjach w obronie Nawalnego. 43 proc. odpowiadających uważa, że do uczestnictwa w demonstracjach pchnęła ich uczestników negatywna ocena sytuacji w kraju. Niemal co trzeci (28 proc.) jest przekonanych, że uczestnikom zapłacono za udział. 19 proc. jest przekonanych, że uczestnicy pojawili się na protestach, bo byli oburzeni korupcją, pokazana w filmie Aleksieja Nawalnego, 16 proc uważa, że chcieli wyrazić sprzeciw wobec aresztu Nawalnego, a 15 proc. jest zdania, że to była forma poparcia działalności Nawalnego (można było wybrać kilka odpowiedzi).
Czy należy oczekiwać ponownej fali protestów? Na tak sformułowane pytanie, kluczowe z punktu widzenia rosyjskich władz, twierdząco odpowiedziało aż 43 proc. pytanych, ale wziąć w nich udział zdecydowanych jest jedynie 15 proc. pytanych. Wartość ta jest mniejsza o 4 proc. w porównaniu z podobnym badaniem sprzed roku.
Czy izolowanie Aleksieja Nawalnego w kolonii sprzyjać będzie zapomnieniu jego roli jako organizatora protestów przeciwko władzy, czy też przeciwnie, uczyni z niego symbol sprzeciwu? Czas pokaże.