Ponad 200 manifestantów aresztowała wczoraj paryska policja po starciach z ok. 1200-osobową grupą młodych, zamaskowanych anarchistów, którzy dołączyli do wielkiego pochodu pierwszomajowego zorganizowanego przez związki zawodowe i partie lewicowe. Zdaniem organizatorów ponad 50-tysięcznego, pokojowego przemarszu, zamieszki „maskują” pracownicze postulaty wysuwane podczas święta.
We Francji ogółem ok. 200 tys. osób manifestowało wczoraj w licznych miejscowościach, lecz media skupiły się na zamieszkach w Paryżu i „wandalizmie” młodych manifestantów. Byli tradycyjnie zamaskowani i ubrani w ciemne kolory, co ma symbolicznie wyrażać ich „antysystemowość”. Wczoraj „black bloc” skupił się na starciach z policją, ale ucierpiały też bankomaty, witryny sklepów i restauracji, przystanki autobusowe. Policja odpowiadała pałowaniem, gazami łzawiącymi i sikawkami.
„Mamy dość kapitalizmu, który niszczy wszystko i brutalnych represji policyjnych przeciw tym, którzy mu się opierają. Chcemy radykalnej zmiany, by słuchano wreszcie społeczeństwa. Chcemy ekologii i alterglobalizmu” – mówił dziennikarzom jeden z nich (lat 19).
Zarówno część uczestników reszty pochodu, jak i organizatorzy skrytykowali postawę policji, która przystąpiła do interwencji po godzinie od sformowania „czarnego bloku”. Również związek zawodowy policjantów skrytykował dyrekcję sił porządkowych. Minister spraw wewnętrznych Gérard Collomb argumentował jednak, że wcześniejszy atak na „black blocs”, gdy nie byli jeszcze rozproszeni, mógł skończyć się ranami lub „nawet śmiercią” manifestantów czy policjantów.
W przeciwieństwie do Paryża, w innych miastach, gdzie do manifestacji dołączyły związki licealistów i studentów, wszystko odbyło się spokojnie. Wszędzie byli obecni strajkujący kolejarze i inne grupy zawodowe walczące z neoliberalnymi „reformami” prezydenta Macrona. Nieuległa Francja, Nowa Partia Antykapitalistyczna, komuniści i Walka Robotnicza manifestowały ze związkowcami.