Krąży widmo na lewicy, widmo dobrej zmiany. Niestety widmo to coraz częściej przypomina „dobrą zmianę” obecnej władzy. Opiera się ono na podobnej diagnozie rzeczywistości i walczy z tymi samymi demonami. Uważam, że tak diagnoza, jak i konkluzje są błędne i politycznie szkodliwe. Dlatego nie podpisałem „Listu otwartego do środowisk lewicowych”.
Po pierwsze, autorzy listu wydają się nie zauważać, że od prawie dwóch lat w Polsce rządzi Prawo i Sprawiedliwość, a nie Platforma Obywatelska. Być może zbyt wsłuchali się w rytualne zawołanie Jarosława Kaczyńskiego, który na każdej miesięcznicy skanduje wraz z zahipnotyzowanym tłumem „zwyciężymy” i z podniesionym palcem ostrzega przed podłymi „elitami”, które wciąż stanowią przeszkodę na drodze do zwycięstwa. Sygnatariusze listu jakby zahibernowali się w 2015 roku i wciąż zwalczają podłych liberałów oraz zepsutą III RP odpowiedzialną za wszelkie zło tego świata. Otóż autorów listu zapewniam, że w Polsce rządzi PiS, a nie PO, zaś przywoływanie zepsutych „elit” to dziś chwyt propagandowy obozu rządzącego, mający na celu uzasadnienie kolejnych, coraz bardziej autorytarnych działań.
Po drugie, autorzy listu przyjęli PiS-owską kliszę, zgodnie z którą Polska od co najmniej 28 lat jest krajem w ruinie, dzikim Zachodem, w którym kodeks pracy nie istnieje, miliony ludzi głodują, sądy służą władzy, bezrobocie i bezdomność dotyczy olbrzymiej części społeczeństwa, a władze codziennie zajadają ośmiorniczki, których cena przekracza średnią płacę. Jest to wizja być może wiecowo porywająca i sprawna retorycznie, ale po prostu nieprawdziwa. Po 1989 roku Polska miała różne rządy i po radykalnym spadku poziomu życia większości Polaków i Polek oraz wzroście nierówności społecznych w pierwszych latach reform, wprowadzono szereg sensownych zmian. Warto choćby przypomnieć, że w połowie lat 90. koalicja SLD-PSL znacznie zwiększyła progresję podatkową. Trudno też nie dostrzec wielu pozytywnych skutków wejścia Polski do Unii Europejskiej. To olbrzymi zastrzyk funduszy infrastrukturalnych i dopłat do rolnictwa. Tymczasem dla autorów listu ostatnie 28 lat to monotonny okres zwany III RP, w którym nie działo się nic dobrego dla społeczeństwa. Ten populistyczny trick można zrozumieć w retoryce Prawa i Sprawiedliwości, trudno jednak go pojąć u nowoczesnej lewicy. Jeśli Jarosław Kaczyński przekonał sygnatariuszy listu, że wejście do UE było nic nie znaczącym aktem uległości wobec brukselskich elit, to warto może przypomnieć, że Polska od lat jest największym beneficjentem funduszy unijnych. Niezależnie jednak od oceny członkostwa Polski w UE, nie ulega wątpliwości, że w ciągu ostatnich 28 lat mieliśmy wiele zmian i trudno o ich jednoznaczną ocenę. Warto nagłaśniać patologie, natomiast bez ich wyszczególnienia, łatwo stać się sojusznikiem obecnej władzy, która z ataku na III RP uczyniła mandat do wprowadzania autorytarnych rządów. Tymczasem autorzy listu nie wskazują na konkretne negatywne zjawiska z dziejów III RP związane np. ze wzrostem skali umów cywilno-prawnych, mało progresywnym systemem podatkowym albo zamrożeniem płac w budżetówce w ciągu ostatnich 8 lat (skądinąd na tych trzech obszarach PiS też nic nie zmienił), lecz wolą wpisywać się w populistyczną retorykę krytyki „elit”, na której opiera się PiS i Kukiz.
Po trzecie, autorzy listu zgadzają się z PiS-owskim potępieniem „elit” jako głównego źródła wszelkiego zła w Polsce. „Partia rządząca dąży do podziału polskiego społeczeństwa po linii „elity” kontra „lud”: to dlatego uderza w sędziów, artystów czy polityków opozycji, a równocześnie przeprowadza socjalne zmiany ważne i korzystne dla większości społeczeństwa” – czytamy w liście, po czym PiS-owskie wyobrażenie „elit” w ogóle nie jest kwestionowane. Okazuje się więc, że czystki w służbie cywilnej, sądownictwie, Trybunale Konstytucyjnym, mediach publicznych, spółkach skarbu państwa, prokuraturze oraz dążenie do zawłaszczenia kultury, szkolnictwa, mediów, teatrów, muzeów to wyjście naprzeciw ważnym potrzebom społecznym. Dalej czytamy, że „restauracja elit uniemożliwia włączenie do demokratycznego projektu grup, które z zadowoleniem powitały takie zmiany jak programy Rodzina+ i Mieszkanie Plus, minimalną płacę godzinową czy obniżenie wieku emerytalnego”. Innymi słowy walka z „elitami” („sędziami, artystami czy politykami opozycji”) jest niezbędna, aby umożliwić reformy socjalne. Trudno zrozumieć, w jakim sensie czystki w służbie cywilnej albo zawłaszczanie sądownictwa to konieczne zmiany dla wprowadzenia programu 500+. Ten związek pewnie dostrzegają reporterzy TVP, ale dziwne, że podkreślają go też autorzy listu. Powtarzanie tej PiS-owskiej kliszy przez dziennikarzy, naukowców czy artystów związanych z lewicą, którzy podpisali list, jest też o tyle kuriozalne, że oni sami stanowią część „elity”, którą PiS chce przepędzić z debaty publicznej. Wszak dla propagandzistów władzy właśnie opozycyjni dziennikarze, postępowi artyści, środowiska świeckie, feministki albo działacze LGBT są najgorszym wcieleniem „elit”. Krótko mówiąc, autorzy listu, wspierając PiS-owską krytykę „elit”, sami budują sobie szubienicę. Czy liczą na pobłażliwość obozu rządzącego?
Podział na elity i prosty lud nie ma zresztą nic wspólnego z lewicą. To populistyczna klisza, która często była i jest wykorzystywana do ataku na Żydów, gejów czy dziennikarzy patrzących władzy na ręce. Lewica zawsze wskazywała na konkretne osie dominacji, stąd zwracała uwagę na wyzysk robotników, dyskryminację kobiet, prześladowania mniejszości wyznaniowych czy seksualnych. Istotną kwestią dla myślenia i działania lewicowego zawsze były też różne formy nierówności społecznych, stąd wiele środowisk lewicowych podkreśla wagę osi biedni/bogaci i wsparcie dla daleko idącej progresji podatkowej. Tymczasem opozycja elita – lud jest arbitralna i łatwo ją wykorzystać dla usprawiedliwienia opresyjnych działań władzy wobec grup niewygodnych dla rządu. Skądinąd żadna władza po 1989 roku nie dokonywała czystek tak szybko i brutalnie, jak robi to PiS.
Po czwarte, autorzy zgadzają się z PiS-owską wizją polityki społecznej – „władza przeprowadza socjalne zmiany ważne i korzystne dla większości społeczeństwa”. Tymczasem można mieć bardzo poważne wątpliwości co do PiS-owskich rozwiązań socjalnych. Na jakiej podstawie lewica ma popierać różnicowanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn? Czy naprawdę lewica powinna wspierać wprowadzenie rozwiązania, które doprowadzi do sytuacji, że 40% kobiet będzie otrzymywać minimalną emeryturę? Czy lewica ma się zgadzać z ministrem Morawieckim, który powiedział, że różnicowanie wieku emerytalnego wynika z „innej roli kobiet, innej roli mężczyzn”? Można mieć poważne wątpliwości. Trudno też zachwycać się programem Mieszkanie+, który póki co przewiduje stosunkowo niewiele mieszkań, a ponadto daje on łatwą możliwość eksmisji i zakłada wysoki czynsz dla lokatorów. Również selektywne świadczenie pieniężne, jakim jest program Rodzina 500+, nie ma wiele wspólnego z lewicowością. Podstawą socjaldemokratycznej polityki społecznej są powszechne świadczenia społeczne, w tym przede wszystkim uniwersalny dostęp do usług opiekuńczych wysokiej jakości. Dlatego jednym z głównych celów lewicy w większości krajów rozwiniętych jest stworzenie całościowego systemu bezpłatnej, publicznej opieki nad dziećmi, zapewnienie wysokiej jakości posiłków w szkołach, rozwinięcie powszechnej opieki instytucjonalnej nad seniorami, poprawa jakości publicznej służby zdrowia, zrównanie sytuacji kobiet i mężczyzn. Żaden z tych celów nie jest priorytetem Prawa i Sprawiedliwości i żaden z nich nie jest realizowany przez program Rodzina 500+. Natomiast nie ulega wątpliwości, że jednym z elementów wizji społeczeństwa obecnej władzy jest umocnienie patriarchalnej rodziny. Obniżenie wieku emerytalnego wraz ze zniesieniem obowiązku szkolnego dla sześciolatków i wprowadzeniem programu 500+ bez rozwoju opieki przedszkolnej i opieki senioralnej negatywnie wpływa na szanse zawodowe kobiet. To wcale nie jest dobra zmiana i dziwne, że autorzy listu pozytywnie oceniają politykę społeczną, która w najlepszym stopniu jest chadecka, a która, biorąc pod uwagę frontalny atak rządu na prawa kobiet, pod wieloma względami przypomina frankistowską wizję społeczeństwa i rodziny.
Po piąte, zawarta w liście recepta na nową wizję kraju nie zawiera żadnych konkretów, a jedynym punktem odniesienia jest tu krytyka liberalnej opozycji. Trudno z tego tekstu dowiedzieć się, czym ma się różnić proponowana przez autorów wizja „nowej Rzeczpospolitej” od tej PiS-owskiej poza wymianą kadr. Przykładowo w służbie cywilnej przez wiele lat były procedury konkursowe, które PiS zniósł. Za co więc autorzy listu atakują poprzednie ekipy? Na czym ma polegać całkowite porzucenie dziedzictwa III RP? Na tym, że nie będzie konkursów, ale zamiast Misiewiczów z PiS-u będą Misiewicze z partii Razem? Trudno powiedzieć, czy to będzie dobra zmiana. Na czym ma polegać reforma funkcjonowania Trybunału Konstytucyjnego w porównaniu z tym, jak funkcjonował on do 2015 roku? Z listu nie dowiadujemy się tego. Czy sędziowie to bezczelne „elity”, bo jeden z 10 tys. sędziów coś ukradł w sklepie? Jak ma wyglądać wykorzystanie funduszy unijnych, w tym dopłat do rolnictwa? Jakościowo inaczej niż za rządów PO-PSL? Czyli jak? Czy dziennikarze i artyści to wyalienowane „elity”, które pławią się w luksusach? We wszystkich tych kwestiach można mieć poważne wątpliwości, a autorzy listu nie wskazują na żadne konkretne alternatywy.
Po szóste, autorzy listu najwyraźniej aspirują do elektoratu Prawa i Sprawiedliwości. Stąd podkreślają, że „niemożliwa jest skuteczna obrona demokratycznych wartości bez włączenia do tego zadania przynajmniej części wyborczyń i wyborców, którzy, z rozczarowania III RP, poparli w ostatnich wyborach PiS, dali się uwieść radykalnej retoryce Pawła Kukiza albo po prostu zostali w domach”. O elektoracie parlamentarnej opozycji ani słowa. Najwyraźniej słynna fraza Prezesa o „gorszym sorcie” zostawiła swój ślad u autorów listu. Tymczasem trudno zrozumieć, dlaczego lewica ma zabiegać akurat o elektorat partii rządzącej lub jej przystawki w postaci klubu Kukiz’15. Badania socjologiczne pokazują raczej, że lewica znacznie prędzej może przejąć elektorat PO lub Nowoczesnej niż PiS-u czy Kukiza. Nie ma też żadnych analiz, które potwierdzałyby tezę, iż ludzie popierają PiS ze względu na jego politykę społeczną, a nie np. niechęć do uchodźców albo militaryzm. Czy lewica ma się też licytować z PiS-em na patriotyzm i np. myśleć nad jeszcze efektowniejszą oprawą od tej przygotowanej przez kiboli Legii? A może powinna żądać reparacji nie tylko za II wojnę światową, ale też za potop szwedzki i zabory? Czy w polityce społecznej lewica ma postulować wprowadzenie programu 2000+ i obniżenie wieku emerytalnego dla kobiet do 50 lat? Można wątpić.
„List otwarty do lewicy” niestety nie dowodzi, że „inna Rzeczpospolita jest możliwa”. Dowodzi raczej, że lewicowa przystawka PiS-u jest możliwa.