Wyprostowany środkowy palec Joanny Lichockiej, wbrew pobożnym życzeniom niektórych komentatorów, nie odbierze Andrzejowi Dudzie kolejnych pięciu lat pod żyrandolem. Co nie znaczy, że nie jest dla PiS problemem. Gest posłanki, według wyliczeń speców od komunikacji, dotarł do ponad 20 mln obywateli. Nowy skandal podbijający internet był ostatnim, czego partia Kaczyńskiego potrzebowała przed inauguracją kampanii prezydenckiej. Czwartkowy incydent stał się już częścią kultury mediów społecznościowych. Pod okiem drapią się teraz wszyscy – od Czarzastego w telewizji, przez lekarzy z poznańskiego szpitala i rodziców dzieci umierających na raka, po zawodniczki drużyn sportowych. A tymczasem strategia PiS zakładała, że nastanie cisza na łączach, po której z mównicy miał zabrzmieć Andrzej Duda.
Natychmiastowego spadku notowań urzędującego prezydenta jednak nie będzie. Nawet żenujące tłumaczenia posłanki Lichockiej, która niby przeprosiła i od razu zastrzegła, że nie ma sobie niczego do zarzucenia, nie przekonają wyborców, by porzucili Dudę. Póki co palec posłanki nie stał się jeszcze symbolem polityki obozu władzy, a jedynie kolejnym dowodem na zapaść polskiej psychiatrii, której skutki, jak się okazuje, odczuwają również parlamentarzyści. Determinanty postaw wyborczych kształtują się w inny sposób. Ten fak musi się w umysłach wyborców napełnić odpowiednią treścią, tak aby zwykły człowiek odczuł, że to jemu posłanka każe się pierdolić.
Opozycja słusznie mówi, że 2 mld złotych przydałoby się bardziej chorym na nowotwory, niż pracownikom rządowego aparatu propagandy. Pewnie tego samego zdania jest większość społeczeństwa, może nawet większość elektoratu PiS. Ucieszyliby się również pacjenci. W końcu lepiej nie umrzeć na raka, niż obejrzeć nowy spektakl w telewizji Kurskiego. Cieszy, że po takie argumenty sięga nawet Platforma Obywatelska, za której rządów podjęto decyzję o komercjalizacji szpitali, czego skutkiem jest oszczędzanie na wszystkim, ze zdrowiem pacjentów włącznie. W nawrócenie liberałów nie wierzę, ale przyjemnie jest obserwować, jak uznają moc języka politycznego wprowadzonego do Sejmu przez Lewicę.
Oby Lewicy udało się wykorzystać gest Lichockiej do zwrócenia uwagi na postulaty będące kluczowymi punktami jej oferty. Na tym może zbijać poparcie. Kiedy o konieczności zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia mówi Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, brzmi to o wiele wiarygodniej, niż gdyby słowa takie padły z ust Grzegorza Schetyny czy Bartosza Arłukowicza. Lewica powinna dalej naparzać w PiS i liberałów dokładnie tak, jak to robi przy okazji najsłynniejszego faka w historii polskiej polityki – obnażać hipokryzję prawicy, pokazywać własne postulaty, stawiać się w roli siły, która troszczy się o społeczeństwo, a swoje słowa traktuje poważnie.
Okazji ku temu jest znacznie więcej. PiS pokazuje nam bowiem faka codziennie. Robi to premier Mateusz Morawiecki obwieszczając radośnie z mównicy nastanie zrównoważonego budżetu. Z pewnością docenią to niedawni pracodawcy szefa rządu z sektora finansowego. Może nawet podbiją Polsce rating. W nieco gorszych nastrojach będą pielęgniarki harujące po kilkanaście godzin na Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych. Chciałyby trochę odetchnąć, ale nie mogą, brakuje rąk do pracy. Ich profesja umiera, kolejne zdolne i świetnie wykształcone pracownice, zniechęcone żenującym poziomem płac i brakiem perspektyw, decydują się na wyjazd do Skandynawii. PiS ma im do zaoferowania jedynie tego faka na drogę.
Zrównoważony budżet odczują również najbiedniejsi emeryci, dla których zabrakło środków na podwyższenie emerytury minimalnej do wysokości 1600 zł. Proponowała to Lewica, jednak PiS miał inne priorytety. W 2020 roku w Polsce takie świadczenie wynosi, po stuzłotowej podwyżce zaledwie 1200 zł. Kiedy więc emeryt po raz kolejny stanie przed wyborem: jedzenie czy leki, rząd polski pokaże mu soczystego faka.
Mimo dobrej koniunktury rośnie liczba osób zatrudnianych na umowach śmieciowych. Pracuje na nich grubo ponad milion Polaków. Rozkwit przeżywa także samozatrudnienie. Niby „dobra zmiana” trwa już od czterech lat z hakiem, a jednak patologie rynku pracy wyglądają jak za starych platformerskich czasów. Tym, którzy liczyli na zmiany, PiS pokazuje dziś faka.
Środkowy palec widzą również uczniowie wracający do domów wieczorami z przepełnionych szkół, ich nauczyciele, których marzenia o godnych płacach i normalnych warunkach pracy zostały brutalnie złamane razem z ubiegłorocznym strajkiem.
Byli pracownicy służb mundurowych, którym PiS bezprawnie zdegradował emerytury do głodowego poziomu, tuż przed popełnieniem samobójstwa, widzą właśnie to – serdecznego faka ze strony zideologizowanego państwa.
A są jeszcze miliony innych – górnicy, mamieni bezwstydnie przez Morawieckiego, pracownicy socjalni korzystający z pomocy socjalnej, ludzie umierający na raka płuc od smogu, piesi miażdżeni na niebezpiecznych przejściach, uczestnicy marszów równości bici przez napędzane rządowym przekazem bojówki, pokazujące im faka zupełnie dosłownie.
Rządy Prawa i Sprawiedliwości, które miały przywrócić Polakom godność, okazały się festiwalem pogardy, wyzysku i arogancji. W pełni zasługują na to, by ich symbolem stał się fak Joanny Lichockiej.