We wczorajszym komentarzu Portalu Strajk Piotr Nowak ostrzega przed masową i bezpardonową inwigilacją, która w czasach epidemii stała się w jednych krajach codziennością, w innych – całkiem realną i ponurą perspektywą. I faktycznie, mamy się czego obawiać, jeśli chodzi o rosnącą wszechobecność i agresję policji, o której coraz częściej chce się mówić „policja polityczna”. 41 godzin w areszcie na podstawie absurdalnych zarzutów, brutalne aresztowanie na oczach rodziny, rozbieranie do naga, upokarzanie przez funkcjonariuszy, demolowanie mieszkania – to wszystko pisowska Polska w roku 2020. Nie frankistowska Hiszpania ani początki III Rzeszy.
A o co poszło? O ujawnianie przekrętów władzy, o plakaty z ministrem Szumowskim, które w nocy z 29 na 30 maja pojawiły się w gablotach na kilku warszawskich przystankach. Przedstawiały one ministra zdrowia w stroju kawalera maltańskiego i zawierały listę zarzucanych mu matactw: zakłamywanie statystyk dotyczących koronawirusa w Polsce, zakup wadliwych maseczek za 5 mln czy wystawioną w interesie partyjnym rekomendację dotyczącą wyborów. W obliczu zdecydowanej reakcji obozu władzy na tę akcję, będąca właścicielem wiat spółka AMS zaprzeczyła, że ma cokolwiek wspólnego z plakatami i zgłosiła włamanie. Pisowska władza, szczególnie uczulona na wszystkie ataki na tak usilnie kreowanego na bohatera min. Szumowskiego, nakazała policji rozpocząć polowanie na czarownice.
W nocy z 8 na 9 czerwca policja zatrzymała dwójkę aktywistów. Bartosza S. policjanci brutalnie skuli na oczach jego żony; została w domu sama z chorym niemowlęciem, które dopiero niedawno opuściło szpital. Annie W. funkcjonariusze najpierw ostentacyjnie zdemolowali mieszkanie (bez zachowania żadnych procedur przeszukania), skonfiskowali wszystkie urządzenia elektroniczne (przeszukując nawet telefon jej córki), po czym mimo braku jakiegokolwiek oporu przy córce oraz rodzicach zakuli ją w kajdanki i siłą wyprowadzili z domu. Wszystko to rzekomo (jak wynika z protokołu zatrzymania) ,,z obawy zatarcia śladów”. Między rozwieszeniem plakatów a zatrzymaniem minęło jednak aż 10 dni, a wszystko działo się w miejscu ogólnodostępnym, nie ulega więc wątpliwości, że był to jedynie pretekst do brutalnej szykany. Na komendzie aktywistkę spotkały kolejne upokorzenia m.in.: konieczność rozebrania do naga, robienia przysiadów i prześmiewcze komentarze ze strony funkcjonariuszy. Potem wywieziono ją na inny komisariat i zamknięto w celi, gdzie w uwłaczających warunkach spędziła samotnie prawie 2 dni. Wszystko to tylko po to, by policjanci na koniec w niecałą godzinę załatwili kilka formalności. Bartosza S. trzymano na ,,dołku” ponad 20 godzin również tylko po to, by przeczytać mu zarzuty, zebrać odciski palców i zrobić dokumentację zdjęciową.
Przeciwko szykanom wobec aktywistów zaprotestowało wiele organizacji: Akcja Demokracja, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Ogólnopolski Strajk Kobiet czy Amnesty International… Cała sprawa jest kolejnym przykładem tego, jak sumiennie rząd PiS naśladuje swoich idoli z Węgier. Tam Viktor Orban już od początku pandemii prześladuje krytyków władzy po zarzutami rzekomego ,,szerzenia dezinformacji”. Brutalne aresztowania w nocy na oczach rodzin, upokarzanie zatrzymanych, bezpodstawne przetrzymywanie w więzieniu – tymi metodami rządy PiS-u i Fideszu starają się zastraszyć opozycjonistów i zmusić ich do milczenia. A wszystko to pozornie ,,w granicach prawa”, oczywiście bardzo swobodnie interpretowanego przez rządzących.
A to przecież dopiero początki. Historia autorytarnych reżimów pokazuje, że zawsze zaczyna się od takich gestów, które mają na celu znieczulić społeczeństwo na represje wobec opozycji oraz wybadać granice obojętności na tego typu akcje. Jeśli więc takie działania nie spotkają się ze zdecydowanym społecznym oporem, pisowskie gestapo będzie bardzo szybko przekraczać kolejne granice.