Ministerstwo Zdrowia nie rozlicza nadgodzin – alarmuje Najwyższa Izba Kontroli. Statystyki prezentują się porażająco. Resort nie traktuje jednak problemu poważnie, mimo że łamane są zapisy Kodeksu pracy.
Funkcjonowanie Ministerstwa Zdrowia, opisane w raporcie NIK, jest przykładem degrengolady stosunków pracy w publicznym sektorze. Jak podaje „Rzeczpospolita”, powołując się na opracowanie – w resorcie pracuje około 650 osób. W 2016 roku 323 z nich wypracowało łącznie 12,4 tys. godzin nadliczbowych. Najwięcej w Departamencie Analiz i Strategii, gdzie zatrudnionych jest 35 osób, z których wypracowała średnio 119 nadgodzin rocznie.
Co na to resort? Tłumaczy się wąskimi gardłami czasowymi, zupełnie ignorując kwestie zgodności z prawem pracy. „Zawieranie umów cywilnoprawnych wynika z konieczności terminowej realizacji zadań nałożonych na poszczególne komórki organizacyjne, a wsparcie zleceniobiorców pozwala na szybką i skuteczną ich realizację” – czytamy w komunikacie przywołanym przez „Rz”.
Ministerstwo nie ma sobie niczego do zarzucenia również jeśli chodzi o nadgodziny „Obecnie liczba godzin pracy świadczona w nadgodzinach znacząco zmniejszyła się w porównaniu do pierwszej połowy 2016 r. Jednocześnie pracownikom posiadającym nierozliczone godziny nadliczbowe sukcesywnie udzielny jest czas wolny” – informuje resort.
– Doniesienia NIK są potwierdzeniem naszych obserwacji – martwi się Maria Ochman, szefowa sekretariatu służby zdrowia NSZZ Solidarność. – Źle w resorcie zaczęło się dziać za czasów ministra Bartosza Arłukowicza, a pracownicy wiązali ogromne nadzieje ze zmianą kierownictwa. Okazało się jednak, że nie tylko nie dokonało potrzebnych zmian, ale wręcz umocniło patologiczne relacje i zachowania wobec pracowników – dodaje działaczka.