Rosyjscy oficjele różnych szczebli jednoznacznie dają do zrozumienia, że gotowi są do „nowego otwarcia” z Polską. Pytanie, czy zechcemy to wykorzystać?
22 stycznia do Moskwy uda się wiceminister spraw zagranicznych Polski, Marek Ziółkowski. Z inicjatywą tej wizyty wystąpił nasz kraj. Powierzchowne tłumaczenie dla prostaczków jest takie, że obie strony rozmawiać będą przede wszystkim o zwrocie wraku tupolewa. Dla uważniejszych obserwatorów nie ma wątpliwości, że sprawa jest poważniejsza.
Wizyta Ziółkowskiego już teraz stała się powodem dla wysyłania przez stronę rosyjską sygnałów, że oto pojawia się szansa na „wznowienie dialogu”. Pisze o tym choćby portal Sputnik Polska, cytując nie tylko swoich dziennikarzy, ale też ekspertów. Poza mediami na temat wizyty wypowiadają się osoby na wysokich stanowiskach. Szefowa Rady Federacji, wyższej izby rosyjskiego Zgromadzenia Narodowego, Waletnina Matwijenko w artykule dla prorządowej „Rossijskoj Gaziety” wylicza wszystkie pretensje do Polski, ale kończy jednoznaczną deklaracją gotowości do dialogu i podkreśleniem, że Polskę i Rosję łączy „ponadtysiącletnia wspólna historia i bliskość tradycji kultury”
Odpowiednik Ziółkowskiego po stronie rosyjskiej, Władimir Titow, idzie jeszcze dalej. Sygnalizuje, że Rosja gotowa jest zareagować na „konstruktywne sygnały z Warszawy” i gotów jest do wysłuchania „świeżych idei”. Nie można dać wyraźniejszego sygnału, że Rosja chciałaby odbić się od dna, na którym znajdują się wzajemne stosunki obu krajów, a których rząd PO zmienić nie potrafił, albo, co gorsza, nie chciał.
Witold Waszczykowski z kolei ostatnio też wypowiada się o zbliżającym spotkaniu w dość koncyliacyjnym tonie.
Czy to oznacza, że rząd PiS również w sprawie stosunków polsko – rosyjskich będzie chciał pokazać, że potrafi na tym polu działać lepiej niż rząd PO?