Kobiety, które zadają się z mężczyznami, piją w ich towarzystwie alkohol, jeżdżą z nimi windą, pracują z nimi, żartują, mieszkają w jednym mieszkaniu – ryzykują gwałt. A potem rozpaczają i do wszystkich mają pretensje, tylko nie do siebie.
Rozsądna kobieta wie, jakie jest życie i nie ponosi niepotrzebnego ryzyka. Jest odpowiedzialna i nie kusi losu. Ostrożności uczy się już w szkole – na wszelki wypadek nigdy nie zostaje sam na sam z kolegami z klasy, a wybierając ciuchy do szkoły myśli, czy nie będą dla nich prowokujące. Nosi spodnie, ew. długie spódnice. Buty na płaskim obcasie. Nie maluje się. Stara się nie chodzić w miejsca, w których mogłaby nawiązać znajomość z obcymi mężczyznami, a nawet jeśli już jakiegoś pozna, nigdy nie ma do niego pełnego zaufania. Nie rozmawia z facetami na dyskotece, w knajpie, w pracy, w autobusie. Nie upija się. Nigdy nikogo nie podrywa, nigdy nie żartuje, nie daje żadnych sygnałów, że mogłaby być kimkolwiek zainteresowana. Jej mieszkanie to twierdza – ma obronnego psa, system alarmowy, wszystkie zamki zawsze zamknięte, okna szczelnie zasłonięte, nie wpuszcza obcych, zachowuje ostrożność także wobec męskich członków swojej rodziny. Jeśli wynajmuje mieszkanie ze znajomymi, ma zamek także na swoich drzwiach. Nigdy nie wraca sama po zmroku, nie chodzi sama w nieznane sobie miejsca. Na wakacjach nikogo nie poznaje, z nikim nie rozmawia. Cały czas myśli o potencjalnych zagrożeniach – każdy mężczyzna to potencjalny gwałciciel. Każdy, też kolega, ojciec, brat, partner – tego ostatniego raczej nie będzie miała, w końcu w którymś momencie musiałaby mu okazać zainteresowanie i zostać z nim sam na sam, a tego nie robi mężczyznami, nie jest głupia. Każde miejsce – zaczynając od jej mieszkania, przez biuro, autobus, którym jedzie do pracy, może stać się miejscem gwałtu i nieustannie musi myśleć o tym, jak może go uniknąć.
Powyższy akapit nie opisuje silnie zaburzonej osoby, leczącej się z nerwic i stanów lękowych, ale kobiety, która postępowałaby zgodnie z wytycznymi powiatowej komendy policji w Lubinie, zawartymi w poradniku policyjnym dla kobiet.
Gwałt = „krótka i owocna znajomość”
Najbardziej szokujący w tym tekście jest chyba język, którym posługują się zatroskani o bezpieczeństwo kobiet policjanci. Gwałt to np. „krótka i owocna znajomość”, gwałciciel to „zbyt śmiały zalotnik”. Autorzy na poważnie powołują się na powiedzenie „baba pijana, cnota sprzedana” – „sprzedażą cnoty” nazywając gwałt, bo o tym przecież mówimy: ofiara jest, jak, rozumiem sprzedawczynią, a sprawca klientem.
Naczelnym hasłem całego poradnika jest oczywiście słowo „prowokacja”, jedno z najgroźniejszych w języku polskim. Używa się go zwykle – a w przypadku przemocy seksualnej zawsze – po to, żeby przenieść odpowiedzialność ze sprawcy na ofiarę. W tekście pada aż pięć razy („nie prowokuj obcych mężczyzn – dyskoteka i podobne miejsca budzą jednoznaczne skojarzenia”, „nie prowokuj mężczyzn zbyt zalotnym zachowaniem”, „chłopcy w tym wieku [szkolnym] są bardzo pobudliwi – nie prowokuj ich dodatkowo”). Autorzy piszą do dziewczynek (ostrzegawczo: nie wychodź z kolegą do pokoju, pomysł o skutkach, on jest pobudliwy – jednym słowem, jeśli wyjdzie do tego pokoju, a kolega ją zgwałci, odpowiedzialność leży po jej stronie. Tak samo jest w dorosłym życiu. Widok atrakcyjnej kobiety, wracającej samotnie do domu, podróżującej z mężczyzną windą, która jeszcze w dodatku się uśmiechnie, zagada i ma buty na obcasie, powoduje natychmiastowy odpływ krwi z mózgu do członka, po czym mężczyzna przestaje się kontrolować. Mężczyzna zatem, jako istota nie w pełni i nie zawsze rozumna, nie może ponosić odpowiedzialności, kobieta – jak najbardziej. Za swój ubiór, za uśmiech, za swobodny ton, za wypite piwo. W kwestii alkoholu pojawia się nawet punkt, w którym adresatka powinna troszczyć się nie tylko o to, żeby za dużo nie wypić, ale żeby nie zrobił tego też jej partner – wiadomo, napije się i nie będzie nad sobą panował. Kto będzie odpowiedzialny? Ona, przecież z nim piła.
Aparat po stronie sprawców
Przekonanie, że kobieta jest odpowiedzialna lub współodpowiedzialna za gwałt, że gwałt na ofierze, która zachowuje się nieodpowiednio, nie jest de facto gwałtem, jest powszechne i tak stare jak cywilizacja. Funkcjonuje zarówno w Polsce, jak i w wielu krajach zachodnich. Według badań przeprowadzonych w Szkocji w 2008 roku, 24 proc. ankietowanych uważa, że jeśli ofiara w momencie wymuszenia stosunku seksualnego była pod wpływem alkoholu, jest częściowo odpowiedzialna za to, co ją spotkało. Jedna trzecia nastolatków badanych na Uniwersytecie Kalifornijskim uważa, że jest moment, w którym mężczyzna fizycznie nie jest w stanie wycofać się z odbycia stosunku seksualnego, niezależnie od woli i zachowania partnerki; z tego samego badania wynika, że ponad połowa nie uważa za gwałt sytuacji, w której kobieta zgodziła się na wstępne pieszczoty, a dopiero potem powiedziała „nie”.
Wśród policjantów i prokuratorów, których zadaniem jest przecież ściganie gwałtów, nie jest inaczej – więcej, jest gorzej. Według badań Andrzeja Dominiczaka z 2000 roku (nowszych ankiet brak), 44 proc. policjantów i 37 proc. prokuratorów uważa, że kobieta nie ma prawa przerwać rozpoczętego stosunku; odpowiednio 39 i 29 proc. – że nie ma mowy o gwałcie, jeśli ofiara została zmuszona do seksu np. poprzez podanie jej środków farmakologicznych. Według prawie połowy policjantów i dwóch na pięciu prokuratorów kobieta, która udaje się sama do domu mężczyzny, wyraża zgodę na obcowanie płciowe. Co czwarty prokurator uważał, że „styl życia” ofiary, czyli z kim i jak często podejmuje kontakty seksualne, może być okolicznością łagodzącą dla sprawcy gwałtu, co dziesiąty policjant – że niższy wyrok powinni otrzymywać mężczyźni, gwałcący kobiety ubrane w krótkie spódniczki.
Gwałt to przemoc, a nie seks
Przez ostatnie 15 lat wymieniły się oczywiście kadry na polskich komisariatach, ale jak widać po poradniku, poglądy funkcjonariuszy są jakie były. Nie da się żyć według tych wskazówek – gdybym próbowała, nie byłabym w stanie pracować, mieszkać na swoim dziesiątym piętrze mrówkowca (winda!), prowadzić życia towarzyskiego czy politycznego. Każda kobieta żartuje z kolegami w pracy, każda wraca czasem do domu po ciemku, większość czasem pije alkohol, jeździ na wakacje, normalnie żyje, starając się opanować lęk przed napaścią – chociaż on oczywiście istnieje, a ważąc w ręku pęk kluczy przed wyjściem myślę o tym, że to dobra broń. Wydaje się, że celem opracowania niekończącej się listy czynów zakazanych dla kobiet, jest stworzenie sytuacji, w której absolutnie każdą kobietę można uznać za współodpowiedzialną gwałtu, którego padła ofiarą, ponieważ zachowała się nierozsądnie, nieodpowiedzialnie, ryzykownie. Konsekwencją będzie zatem zdjęcie odpowiedzialności z każdego gwałciciela.
Będą pewnie tacy, którzy uznają, że poradnik to po prostu zestaw przyjaznych wskazówek, jak uniknąć nieprzyjemnych sytuacji. Tutaj warto wspomnieć, że nie opierają się one o żadne realia i statystyki – nigdy nigdzie nie wykazano, żeby częściej gwałcono kobiety, które pokazują więcej ciała, wyglądają bardziej atrakcyjnie. Gwałt nie jest funkcją pożądania, ale przemocy – mężczyzna nie gwałci tej kobiety, która najbardziej mu się podoba, tylko tę, której chce zrobić krzywdę. Najczęściej – w 80 procentach przypadków – jest to koleżanka, partnerka, żona. Jeśli z czymś można łączyć częstotliwość gwałtów, to zdecydowanie bardziej z przemocą domową niż ze strojem ofiary – wymuszenie stosunku seksualnego jest sposobem na okazanie dominacji, upokorzenie, zemstę, wyrażenie pogardy, nienawiści. To zupełnie inne potrzeby i emocje niż te, które odczuwamy wobec osób, które wzbudzają nasze zainteresowanie, czyli podziw, pożądanie, potrzeba bliskości, chęć pokazania się od dobrej strony. Gwałt nie jest rodzajem seksu – jest rodzajem przemocy. Można jej uniknąć: mężczyźni muszą przestać gwałcić. A policja w Lubinie mogłaby im to na początek poradzić.