To oczywiste dla każdego, kto zechce spojrzeć na tę kategorię ekonomicznie, a nie tylko przez pryzmat rasistowskich schematów estetycznych. Trzeci świat to nie jakaś ziemska czarna dziura w Afryce, lecz zbiór postkolonialnych, idiotycznie ekstensywnych gospodarek obciążonych wielkim długiem, z domieszką feudalnej kultury swoistego niezamachiwania się na pańskie. Innymi słowy Polska. Albo Burkina Faso. Mamy wiele wspólnego – np. niemal identyczny wskaźnik, tzw. przedsiębiorczości. Czytaj: ludzie wolą zastawić cały swój majątek i prowadzić samodzielną działalność gospodarczą, bo nasi szefowie to lumpen-dyktatorzy, a nasza kultura zarządzania to postmodernistyczna wersja stosunków ekonom-niewolnik.
Są też inne wskaźniki. Na przykład – pierwszorzędnym towarem eksportowym polskiej gospodarki jest tania siła robocza. W liczbie kilku milionów osób została ona zaimportowana głównie przez kraje Europy Zachodniej; warto dodać, iż zupełnie za darmo. Niemniej, moim ulubionym wskaźnikiem jest choinkizacja.
Jak mawia bułgarski historyk, Andrej Pantew, „zanim cię ze wszystkiego okradną, najpierw uczynią cię prostakiem”. Prostactwo zaś do masowej kultury – również tego jej obszaru, który ma teoretycznie przynajmniej zahaczać o ekonomię – wstrzykuje się nadzwyczaj łatwo. I nie chodzi mi tu o idiotyczną mantrę o niskich podatkach czy arcy-diabelskim ZUS-ie – lecz o prowincjonalne, infantylne, a jednocześnie obłąkańcze w swej intensywności „pragnienie nowoczesności”. Polska kultura widzi ją niemal jako zjawisko stworzone przez Jana Pawła II. Dzięki temu wykuwamy nową wariację postkolonialnej biedy – choinkowy trzeci świat. W tak urządzonej gospodarce i kulturze najbardziej liczą się świecidełka i bibeloty. Gdy coś gra i błyszczy niczym obwieszona badziewiem choinka na gminnym rynku – kochamy to nawet za cenę ofiar, zwłaszcza jeśli chodzi o tzw. opłacalność. Któż bowiem mógłby szczędzić pieniędzy, gdy idzie o nowoczesność? Wiedzione tym odpustowym obłędem tzw. „elity” czynią wszystko, by nas w odmętach tego nieporozumienia poznawczego utrzymać.
Jednym z obszarów, opanowanych tą zarazą jest tzw. publiczny transport zbiorowy. W listopadzie ubiegłego roku na polskie drogi żelazne wyjechało pseudo-pendolino, wyczekiwane przez media i część ludu niczym nadejście Mesjasza. Nadszedł. Kosztował miliardy euro, brak w nim mechanizmu tzw. wychylnego pudła, dzięki któremu miał osiągać nadprzyrodzone prędkości, jedzie tyle samo, co każdy inny ekspres i generalnie w niczym nie przewyższa w tym zakresie poprzedniego ustroju – zaś siatka połączeń i pasażerskiej oferty przewozowej pozostaje za Polską Ludową daleko w tyle.
Teraz PKP zafundowało nam kolejne arcydzieło: dworzec systemowy w Nasielsku. Aż dwie kasy! Nowoczesna architektura! Wygodna poczekalnia! Specjalne pompy ciepła! Elektrooszczędna instalacja! Interior idealny zapewne nie tylko na oczekiwanie na pociąg, ale i na randkę. I cieszy się lud, i rżą z zachwytu media, a pociągów z tego dworca odjeżdża coraz mniej, bilety kolejowe są coraz droższe, a busiarski dziki zachód hula w najlepsze. Ale jest nowy dworzec! Nie tylko nowoczesny, ale i systemowy!
Miarą nowoczesności dojrzałej i realnego postępu nie jest liczba i wystrój dworców „systemowych”. Nie jest też tym liczba fałszywych „pendolin”, ani gęstniejące śmietnisko wieżowców w dużych miastach. Sieć autostrad również ma z tym niewiele wspólnego, podobnie jak zakup nowego uzbrojenia czy rozbuchana sieć fast-foodów.
Niechaj dworce i pociągi będą skromne i – ach, jakże bym sobie tego życzył – antysystemowe, niech pociągi jeżdżą 120 czy 160 km na godzinę, ale niechże będzie ich dużo i niechże będą tanie. Niechże, do cholery, będą w tym kraju żłobki i przedszkola zamiast betonowych ścieżek w poprzek kraju, niechże głodni, niedołężni i biedni dostaną zasiłek, niechże dzieci w Bieszczadach nie będą skazywane na dietę Niesiołowskiego (szczaw i mirabelki), niechże ludzie przestaną wyczekiwać w kolejce do specjalisty tysiące dni, niechże dwie trzecie tzw. Narodu Polskiego nie będą zmuszone wybierać pomiędzy żywnością, odzieżą a kulturą i niechże w Polki i Polacy będą w stanie dożyć do końca miesiąca bez zadłużania się we wszystkich providentach tego kraju! Bo w innym przypadku wyrzygać się idzie na ten cały wasz „rozwój”. Obyście się nim udławili, kanalie!