Wykonują ciężką, wymagającą zaangażowania emocjonalnego pracę. Ich zawód jest szczególnie ważny w dobie pandemii. Mimo to, nie mogą liczyć na warunki płacowe zapewniające im stabilność.
Pracownicy i pracownice Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Ciborzu są na skraju wytrzymałości. We wtorek zorganizowali protest pod budynkiem lecznicy. Mimo arktycznej aury i sypiącego śniegu, stali na dworze, mówiąc o swojej sytuacji, wznosząc okrzyki, prezentując żądania i transparenty. Wsłuchując się w ich słowa, trudno uwierzyć, że państwo polskie, podczas epidemii, a więc w okresie, gdy opieka psychiatryczna ma szczególne znaczenie, pozwala sobie na takie zaniedbania.
Protest zorganizowały związki zawodowe, upominające się w tym wypadku o poziom płac i zasady wynagradzania salowych.
– Chcemy, aby salowe miały 2800 złotych brutto podstawy. W tej chwili mamy o trzysta złotych mniej. Żądamy także wyrównania krzywdy, do jakiej doszło podczas rozdziału tak zwanego dodatku kowidowego, który pracownicy szpitala otrzymali w grudniu – powiedziała dziennikarzom Beata Walkowiak, pracownica szpitala.
Przedmiotem sporu jest również tzw. dodatek covidowy. Obecnie jego wysokość jest zależna od podstawy pensji. Pracownice uważają, że to skrajna niesprawiedliwość.
– My proponowaliśmy, aby każdy dostał po tyle samo, czyli 2995 złotych. Tymczasem dyrektorka każdemu wypłaciła 83 procent pensji zasadniczej, a wiadomo, że salowe mają najmniejsze uposażenie, więc dostałyśmy najmniej. A przecież byłyśmy tak samo narażone na zakażenie koronawirusem, jak inni. Kto wie, czy nawet nie bardziej?! – martwi się Walkowiak.
– Jakby tego było mało, to wszystkim nam potrącono za zwolnienia, kwarantanny czy izolacje. W konsekwencji wiele dziewczyn dostało po 1100 złotych, a niektórzy nawet mniej niż tysiąc. Nie muszę chyba wspominać, że to dyrektorzy i administracja zgarnęli najwięcej – dodaje salowa.
Pracownice przyznają, że obecny system nie ma nic wspólnego z motywowaniem do pracy czy przyzwoitością.
– Wiadomo, że każdy pracuje i daje z siebie wszystko, ale koniec końców to właśnie my jesteśmy przy łóżku chorego – przypomina. – Mamy już dość takiego traktowania. Żąda się od nas gotowości do pracy, zrozumienia pracodawcy, ale czemu pracodawca nie rozumie nas!? – pytają salowe.