Metropolita warszawski kardynał Kazimierz Nycz zaprezentował znany od lat sposób argumentacji, stosowany przez funkcjonariuszy Kościoła. Jego żałosna jakość pozostaje wciąż niezmienna.
Kolejny plus ponownego pojawienia się lewicy w Sejmie: naruszenia przepisów, dokonane w imię Kościoła przed laty i zasłonięte zmową milczenia prawicy, jednak wracają w krytycznej dyskusji.
Niektórzy posłowie lewicy wyrazili przypuszczenie, w nader zresztą powściągliwej formie, że krzyż, powieszony nocą, nielegalnie, przez fanatycznych posłów AWS w październiku 1997 roku, których nazwisk dzisiaj już nikt nie pamięta, powinien zostać usunięty. To słuszne rozumowanie, które towarzyszyło pojawieniu tego symbolu od samego początku. Że narusza przepisy, ponieważ pojawił się tam bez zgody marszałka Sejmu, że jest symbolem jednej tylko religii, podczas gdy w parlamencie są osoby różnych wyznań i niewierzące, że pojawił się metodą faktów dokonanych i że jego obecność w Sejmie narusza wprost zasadę rozdziału Kościoła od państwa. Warto jednocześnie wspomnieć, że część posłów lewicy dystansowała się od nawoływań do zdjęcia krzyża.
Ledwie wspomnienie o możliwości nie to, że zdjęcia, ale choćby dyskusji na ten temat wywołało wściekłe reakcje kościelnych hierarchów i środowisk nadgorliwych katolików.
Powstała petycja „Brońmy Krzyża w Sejmie”, w której czytamy m.in.: „(…) krzyż nie jest żadnym symbolem partyjnym, lecz znakiem Jezusa Chrystusa oraz bezcennym skarbem kultury i historii Narodu Polskiego. Narodu, który zrodził się z decyzji księcia Mieszka I o przyjęciu Chrztu świętego”, nadinterpretowują autorzy petycji.
Zaś kardynał Nycz mówił w podobnym duchu: że spór na temat, czy krzyż powinien wisieć w parlamencie jest „niemerytoryczny”, zdecydowanie rozszerzając pojęcie merytoryczności oraz pokazując jasno posłom, gdzie jest ich miejsce i że to Kościół będzie mówił o czym wolno, a o czym nie wolno rozmawiać. Jednocześnie nie pozostawił żadnych wątpliwości co do tego, czy gotów jest podjąć dyskusję na temat związków partnerskich i małżeństw homoseksualnych. Nie zamierza podjąć, ponieważ są rzeczy „nienegocjowalne”.
Postawa Nycza i środowisk gorliwie katolickich świadczy o tym, że Kościołowi nie mieści się w głowie, że ktoś może mieć czelność, by podważyć jego dotychczas nienaruszalna i bezkarną pozycje w państwie. Wiele jeszcze przed lewicą parlamentarną pracy.