Filip Szczepański pracuje dla Komisji Rabinicznej ds. Cmentarzy. Odwiedza dziesiątki miejsc w całej Polsce, gdzie zbezczeszczono i zniszczono żydowskie groby. Przypadki, z którymi ma do czynienia, trudno wytłumaczyć. Bo jak wytłumaczyć wyrobisko piasku na cmentarzu i zaprawę z mielonych ludzkich kości?
Co odpowiadasz na pytanie, czym się zajmujesz?
Zależy kto pyta, kobieta czy mężczyzna.
To ma znaczenie? Niech będzie kobieta, spoza żydowskiej bańki, żeby było trudniej.
To kłopotliwe pytanie, bo codzienność z tym pytaniem jest bardzo trudna. Trudno opowiedzieć to w prosty sposób, tak żeby nie zepsuć na starcie atmosfery. Szybko można sprowadzić zwykłą rozmowę o pracy na makabrę i mało romantyczne tematy. Nie mówię, że pracuję w Komisji Rabinicznej do spraw Cmentarzy, bo to nic nikomu nie powie. Mówię, że jestem grabarzem… „Grabarzem badaczem Zagłady”.
Jakie są na to reakcje? Grabarz badacz Zagłady, czyli co to w praktyce oznacza?
Już odpowiedź sama w sobie dołuje i mnie, i rozmówcę. Z towarzyskiej sytuacji wracam do mojej pracy, która jest ciężkim tematem, i z wesołego roześmianego typa, zaczynam mówić o Zagładzie, wiec dla mnie jest to dość kłopotliwe. Ile można gadać o cmentarzach i masowych grobach? Mało romantyczne.
A wachlarz moich zadań jest szeroki. Na przykład wczoraj konsultowałem budowę pomnika upamiętniającego lokalnych Żydów. I to był dobry dzień, dzień bez kości. Zamiast „cmentarnego pogotowia” mam nagle pozytywne zadanie do wykonania, które nie łączy się ze złymi ludźmi, którzy zniszczyli grób albo cmentarz, tylko z ludźmi dobrej woli. Chcą posprzątać, naprawić, zadbać o miejsce pamięci. Pytają mnie o radę, zazwyczaj nie atakują.
Chociaż ataki też się zdarzają i są powszechne. Wczoraj mówiłem, jak zbudować pomnik, co jest w tradycji żydowskiej, czego nie ma. Tuzin osób się zebrało, planowali sprzątanie cmentarza, a w sobotę wolontariat. Musiałem wytłumaczyć, że w sobotę, czyli w szabat to jest niedopuszczalne. Zgodnie z tradycja w sobotę się nie pracuje, cmentarze są zamknięte. Ludzie zazwyczaj nie maja elementarnego pojęcia o tradycji i kulturze żydowskiej. Te rozmowy są trudne, bo mogą doprowadzić do takiej sytuacji, że „znowu przyszli Żydzi i zabronili czegoś, a my przecież chcemy dobrze”.
To był dzień bez kości. A dni z kośćmi? Co to znaczy?
Jestem takim pogotowiem cmentarnym. Dostaję informację, że na cmentarzu leżą ludzkie szczątki. Sprawdzam, co to za miejsce, analizuję mapy, zdjęcia lotnicze, staram się rozpoznać historyczne, prawdziwe granice cmentarza. Jeśli leżą kości na wierzchu, to znaczy, że coś się tam wydarzyło. Na przykład szabrownicy, poszukiwacze skarbów. Masz wtedy bardzo charakterystyczne dołki, na szerokość szpadla, wokół których są porozrzucane kości. Albo gdy na mapie ukształtowania terenu widzę stromą skarpę to zazwyczaj pokazuje, że był wydobywany piasek z terenu cmentarza.
Dawniej cmentarze były w tanich, słabych lokalizacjach. Sprzedawano Żydom coś, co było bezużyteczne, np. wzgórze w lesie albo na wydmach, na piasku. Na Lidarze widać nienaturalną skarpę, a potem czytam, że wydobywano stamtąd piasek i żwir. Mam całą listę cmentarzy, które po wojnie stały się takimi wyrobiskami.
Wyobraź sobie, groby są na 100, 120cm. Więc jak wytniesz koparką część podłoża, na przykład 3 metry skarpy, to zabierasz te groby razem z ziemią i piachem. Potem ja przyjeżdżam zbierać te kości, które zostały. A część pochówków nadal tam jest. Ze skarpy wystają czyjeś nogi, a reszta leży gdzieś obok. Zbieram szczątki i staram się pochować jak najbliżej.
Przy pochówku musi być obecny rabin?
Nie, mogę to zrobić sam. Najważniejsze jest, że przykazanie mówi, że człowieka należy pochować. Jeśli na miejscu jest rabin, może powiedzieć modlitwę, ale rzadko tak się składa. Moim zdaniem jest pochować na nowo te szczątki. I tu już potrzeba doświadczenia i wiedzy. by kopiąc dół, nie rozkopać innego grobu. Muszę widzieć, gdzie to zrobić, żeby nie naruszyć innych, muszę staranie wybrać to miejsce.
Co czujesz, kiedy spotykasz się z taką sytuacją?
Zadaję sobie pytanie, jak ci ludzie to robili? Operator koparki nie mógł nie widzieć, że rozkopuje groby. Nie ma takiej możliwości, żeby nie wiedzieć, zarówno jak kopiesz koparką, czy tym bardziej łopatą. Nie ma możliwości, żeby mieszkańcy nie wiedzieli, że tu jest cmentarz. Często nawet jest zachowany mur i nagrobki, a nawet to nie powstrzymuje ludzi od wynajęcia koparki i zepchnięcia cmentarza na przykład na sąsiednią działkę, bo coś tam sobie chcą zbudować.
To są prywatne grunty? Jak to możliwe?
W tradycji Żydzi ziemię na cmentarz muszą kupić. Dawniej ziemia zawsze była własnością albo gminy, albo prywatnego Żyda, który udostępniał teren dla nekropolii. Po wojnie większość tych gruntów została znacjonalizowana, o tym mówi między innymi ustawa o mieniu opuszczonym. A potem skarb państwa robił z tym różne rzeczy: budował państwowe przedsiębiorstwa, użytkował jak chciał. Formalnie powinny one trafić do gmin żydowskich. W teorii ktoś powinien się po to zgłosić, chociaż nawet jeśli tego nie zrobił, nadal według prawa należy do gminy żydowskiej. Zazwyczaj nikt się nie zgłaszał, bo nie miał kto, i wtedy gminy polskie bezprawnie sprzedawały grunt prywatnym ludziom, a ci kolejnym, i działali tam już wedle swojego uznania.
Podawałem przykład zepchnięcia cmentarza koparką. Teren został po raz kolejny sprzedany prywatnemu właścicielowi, i tym razem właścicielka już zaczyna działać. Wynajmuje koparkę, spycha mur, spycha nagrobki, na sąsiednią parcelę, do rowu. O tym alarmuje mnie lokalne stowarzyszenie, które wcześniej wpisało ten cmentarz do ewidencji zabytków. W takiej sytuacji możemy się dogadywać, apelować do moralności, bo nie możemy tego zabrać ani odkupić, nie mamy na to środków. Ale z drugiej strony, dlaczego mamy kupować coś, co zostało skradzione?
Przyjeżdżasz i co robisz?
Na miejscu staram się wstrzymać prace. Przyjeżdża policja, konserwator zabytków, czasem prokurator. Wszędzie jest kompletne pobojowisko, ściągnięta metrowa warstwa ziemi, nagrobki i mur leżą na hałdzie obok. Zjawia się właścicielka i wyskakuje z gębą, że stoję na prywatnym gruncie. Zdążyłem jej tylko zadać pytanie, co o tym wszystkim myśli – nic, w papierach się wszystko zgadza. Koniec rozmowy. Elegancka pani, dla niej nic się nie stało. Co ona myślała, każąc przemielić macewy i ludzkie szczątki z ziemią? Geodezyjnie też wszystko pokrywało się z pozostałościami muru, który wystawał. Nie mogło być żadnych wątpliwości, a mimo to ludzie to robią. Dlaczego?
Albo taki przykład, wystają tylko nogi ze skarpy, a reszta kości porozrzucana. Znowu, wyrobisko piasku. Kiedyś była taka sytuacja, zobaczyłem połowę szkieletu, żebra. Ten metr ziemi, który zdjęła koparka odsłonił część, koparka podrapała go po żebrach. Tu była połowa, a druga? Nie ma. Dlaczego? Teraz już wiem to od sąsiadów i ze zdjęcia satelitarnego. Gmina poprowadziła kanalizacje i wykopała rów. Wykop uciął drugą połowę tego człowieka. Po wojnie na większości cmentarzy stały macewy. To nie jest prawda, że zostały zniszczone wyłącznie przez Niemców. Zostały zniszczone i rozkradzione w większości przez Polaków. To trwa od dziesiątek lat.
Co Cię w tym wszystkim najbardziej uderza?
Zawsze się zastanawiam, jak to jest: przyjeżdża chłop z wozem, i zaczyna ładować piach z kośćmi. Jak to robi? Czy większe odrzuca, czy zakopuje, czy je mieli i sobie buduje z nich dom? Jeśli jest brany piach z cmentarza, to znaczy, że w zaprawie muszą być paliczki, te wszystkie mniejsze kości, połamane, zmielone. I on w tym mieszka potem.
Lista cmentarzy na których są wyrobiska piasku jest długa. Trzy lata temu miałem 15, potem przestałem dopisywać. W moim odczuciu ludzie mieszkają w domach zrobionych z martwych Żydów. Przecież nawet jeśli coś odsiewali, to nie da się odsiać paliczków i mniejszych kości. Polacy mieszkają w domach zrobionych z nieżywych Żydów, w takim najbardziej dosłownym sensie.
…
A procedury są takie, jeśli znajdujemy szczątki, to trzeba natychmiast powiadomić policję. Robimy tak zawsze, gdy mamy sprawcę, który groby zniszczył. Przyjeżdża technik, policja. Zabezpieczają szczątki, biorą do badania, wchodzi prokurator, potem piszemy pismo o zwrot szczątków. Czasem prokurator już na miejscu decyduje, że kontekst jest na tyle oczywisty, że to cmentarz a nie morderstwo, że nie trzeba brać ich do badań i mogę pochować je od razu, na miejscu. Moim zdaniem jest też wskazać im gdzie leżą kości, bo nie zawsze to jest oczywiste.
Podobno masz wielki talent do odnajdywania kości. W kupie gruzu potrafisz bezbłędnie odróżnić kość od patyczka.
Kości często przypominają patyczki, ale mają inną strukturę. Dopiero jak weźmiesz do ręki to poczujesz, że kość jest twarda, a patyczek miękki. Ale zdarza mi się też mylić. Coś się wydawało cegłą, po chwili okazuje się roztrzaskaną czaszką, ale koparka już zabrała resztę. I ten błąd zostaje ze mną. Chciałem dobrze, ale czegoś nie dopatrzyłem, pomyliłem się. Staram się naprawić błąd jak najszybciej, ale ten człowiek już będzie czekał końca świata z roztrzaskaną czaszką. Muszę znaleźć odpowiednie miejsce i pochować to, co zostało.
Nawet się już tak zdarzyło. Znalazłem miejsce, które będzie dobre na pochowanie zebranych szczątków, i się okazuje, że już ktoś (z Komisji) przede mną wybrał dokładnie to samo miejsce. Znajduję worek z kośćmi, i wtedy muszę szukać nowego miejsca. Czasem cmentarz jest już tak zdemolowany, że gdzie nie włożę szpadla, to tam będą pomieszane kości, wszędzie. Ten mój błąd zawsze mnie dużo kosztuje. To, że niechcący zakłócam spokój zmarłych.
To co robisz, to też mierzenie się i walka z totalną ignorancją, złem, z bezczeszczeniem zwłok. Dużo jest takich miejsc?
Masa. Bardzo rzadko jest tak, że ktoś zupełnie nie wiedział, ale bywa i tak. Pamiętam sytuację, gdzie ludzie kupili ziemię na ogródkach działkowych, kopią altankę i już na głębokości pół metra znajdują kości. Ci ludzie naprawdę byli niewinni, ale to jest raczej wyjątek.
Tam był piękny ogródek, piękna trawa, piękne kwiaty, wszystko pięknie rosło. Historia była taka, że już przed wojną obok cmentarza były ogródki działkowe. I one są do tej pory. A po wojnie na cmentarzu założono drugi ogród. Jego granice wyznaczają dziś granice cmentarza. Pytałem człowieka z parceli obok, czy jak przekopuje kompost, to jak często znajduje kości. A jemu się robi nieswojo, miga od odpowiedzi. Potem idziemy dalej, nad oczkiem wodnym opala się pani i jej też pytam: czy jak kopaliście oczko to coś tam było? „Tak, ale ja powiedziałam mężowi, że jak znajdzie gnaciki, to żeby je gdzieś zakopał.” Gnaciki, tak powiedziała, i wróciła do opalania.
Co jest dla ciebie w tej pracy najtrudniejsze? Dotykanie śmierci, ludzka ignorancja ?
O tym rozmawiam czasem z terapeutką. Gdy zaczynałem tę pracę żartowałem, że ludzie z którymi pracuję, są zupełnie bezproblemowi, bo nie żyją. Praca z kośćmi jest bardzo trudna, ale nauczyłem się oddzielać to, co robię rękami, od głowy, robię rzeczy automatycznie, staram się nie myśleć za dużo. Mimo to czasem gdy np. podnoszę czyjąś czaszkę, zastanawiam się, czy to ktoś z mojej rodziny? Może daleki kuzyn, mój albo babci? Zawsze szczątki są dla mnie ludźmi. Z tożsamością, historią, może mogli być moja rodziną? Traktuję to bardzo osobiście. Wiem też, że ci zmarli wiedzą, że chcę dla nich dobrze, nawet gdy popełniam błąd. Największy problem jest z żywymi. Że ludzie w swojej ignorancji potrafią robić takie rzeczy.
Kolejny przykład: cmentarz, na którym wybudowano przedsiębiorstwo, a potem sprywatyzowano. Na części terenu powiększają garaż, poszerzą parking i równają teren. Od lat mieliśmy z nimi korespondencję, bo tam był grób masowy. Wiedzieli że są szczątki i mimo to robią tam roboty i wybierają ziemię. Jeden z sąsiadów mówił, że koparka najpierw miażdżyła ziemię, żeby połamać kości, a potem nabierała to, i na wywrotkę. Mam zdjęcie stamtąd. Policjant stoi na hałdzie, z ludzką czaszką w ręku, jak Hamlet.
Miewają wyrzuty sumienia?
Tak, mam wrażenie, że ta agresja z którą się często spotykam, wynika z wyrzutów sumienia. Żeby obronić siebie, muszą zaatakować mnie. To nie są miłe spotkania, bo muszę się kłócić, wstrzymywać ich inwestycje, to są bardzo nieprzyjemne sytuacje. Zdarza się, że ktoś zadaje pytanie, „a gdzie wy (Żydzi) byliście przez te kilkadziesiąt lat, czemu sami o to nie zadbaliście?”.
To pytanie jest typowe, słyszę je, jak Polska długa i szeroka. Wtedy staram się tłumaczyć oczywistości. Że w Polsce się wydarzyła Zagłada, a ci, którzy mieliby dbać, zostali zagazowani i spaleni w krematoriach, przeszli przez komin.
Rozmawiała Rut Kurkiewicz-Grocholska.