Site icon Portal informacyjny STRAJK

Południowy Irak w ogniu. Masowe protesty ubogich i bezrobotnych

Protesty w Basrze, lat 2019 r. / fot. Twitter/Joyce Karam

Nie gasną protesty zdesperowanych mieszkańców irackiej Basry, nowe manifestacje wybuchły w kolejnych miastach. Wczoraj do rozpędzenia demonstracji, na którą przybyło ponad tysiąc osób, policja użyła gazu łzawiącego i armatki wodnej. Premier Hajdar al-Abadi usiłuje przekonać, że jego rząd zajmie się sytuacją najuboższych, ale nikt mu już nie wierzy.

W ubiegłych tygodniach wściekli z powodu bezrobocia i biedy mieszkańcy Basry, głównie młodzi mężczyźni, protestowali w pobliżu pól naftowych West Qurna 1 i 2 oraz Rumaila, których eksploatacja stanowi dla Iraku jedno z głównych źródeł dochodu. W ostatnich dniach manifestanci, których skutecznie przepędzano ze strategicznych stref, gromadzili się pod siedzibą władz obwodowych. Domagali się zapewnienia w mieście nowych miejsc pracy i poprawy jakości podstawowych usług publicznych, w tym poprawy dostępu do elektryczności i czystej wody oraz zapewnienia wywozu śmieci (zaniedbania w tym zakresie przy upałach sięgających 50 stopni grożą wybuchem epidemii).

Również zgromadzenie pod siedzibą władz zostało rozpędzone, gdy manifestanci podjęli próbę wdarcia się do budynku. Pierwsze doniesienia mówiły o użyciu przez policję armatek wodnych i gazu łzawiącego. Rannych zostało siedmiu demonstrantów oraz kilkunastu policjantów, w których wzburzony tłum rzucał kamieniami. Podobnie jak po protestach w pobliżu pól naftowych, demonstranci wycofali się, by wznowić blokady dróg. Obecnie nie jest możliwy przejazd z Basry do portu Umm Kasr ani w kierunku pól naftowych właśnie.

Działający na miejscu aktywiści informowali w mediach społecznościowych, że policja posłużyła się w Basrze także ostrą amunicją i że podczas rozpędzania protestu byli nie tylko ranni, ale i dwaj zabici. Kilka godzin temu w południowym Iraku „przypadkiem” przestał działać internet.

Protesty jednak rozlewają się z Basry na kolejne ośrodki. Biedni i bezrobotni wychodzą na ulice An-Nasirijji, An-Nadżafu (gdzie protest odbył się na terenie międzynarodowego lotniska), a dziś także irackiej stolicy – Bagdadu. Atakowane były nie tylko budynki rządowe, ale i sztaby szyickich milicji walczących niegdyś z Państwem Islamskim oraz wszelkie możliwe obiekty należące do partii politycznych. Dostało się wszystkim po równo – partii Zew Islamu, z której wywodzi się al-Abadi, konkurencyjnej szyickiej Najwyższej Radzie Islamskiej w Iraku oraz proirańskiej organizacji Badr. Jeśli ktoś cieszy się sympatią protestujących, to najprędzej Muktada as-Sadr, zwycięzca ostatnich wyborów parlamentarnych. Policja wszędzie reagowała tak samo – doniesienia miejscowych aktywistów mówią o śmiertelnie postrzelonych demonstrantach.

Nikt też nie słucha już obietnic premiera Hajdara al-Abadiego, który obiecał przeznaczyć równowartość 3 mld dolarów na inwestycje w muhafazie Basra, w tym na budowę szkół, mieszkań czynszowych, rozwój transportu i usług komunalnych, co naturalnie przyniosłoby również upragnione miejsca pracy. Naturalnie pojawia się pytanie – gdzie rząd był wcześniej? Dramatyczna sytuacja Iraku nie powstała przecież wczoraj, a nie da się wszystkich zaniedbań wyjaśnić koniecznością walki z Państwem Islamskim.

Al-Abadi z jednej strony obiecuje, z drugiej natomiast postawił w stan gotowości 9 Dywizję armii irackiej i powołał pod broń część żołnierzy rezerwy, pogotowie trwa również w miejscowej policji i jednostkach antyterrorystycznych. Nie ma wątpliwości, że jeśli protestujący nie ustąpią, nie zawaha się nawet przed krwawą pacyfikacją.

Exit mobile version