Nie mają już siły. W Centrum Rehabilitacyjno – Opiekuńczym DPS Łódź pracuje około 350-400 osób. Zajmują się około 500 podopiecznymi. Wykonują skrajnie wyczerpującą, odpowiedzialną i wymagająca pracę, a dostają niewiele ponad wynagrodzenie minimalne. W poniedziałek 27 sierpnia po południu zdecydowali się na protest.
Ich hasłem przewodnim niesionym na transparentach było „Pomoc potrzebuje pomocy”. Zdecydowali się na blokadę ulicy Przybyszewskiego. Domagali się podwyżek, nie widzieli ich bowiem od 8-9 lat.
– Chcemy prosić o podwyżki pensji dla wszystkich pracowników CRO – mówi Sabina Piwowarska-Walas. – Minimum 700 złotych netto, plus koszty pochodne tej sumy. Wykonujemy bardzo ciężką, a czasami bardzo niebezpieczną pracę, a wynagrodzenie większości pracowników nie wynosi w tzw. podstawie tyle, co najniższe krajowe wynagrodzenie – powiedziała „Dziennikowi Łódzkiemu” Sabina Walos, szefowa związku zawodowego pielęgniarek w Centrum, występująca w imieniu wszystkich pracowników, również terapeutów. – W ubiegłym roku podwyższono pensje, by podciągnąć je do najniższego wynagrodzenia – dodaje Sabina Walas. Pracownicy centrum nie traktują tego jednak jak podwyżkę.
I trudno się dziwić, skoro średnia podstawowa pensja pracowników Centrum wynosi 1860 – 1940 zł brutto. Złożyli w urzędzie miasta swoje postulaty. Do 31 sierpnia do 13.00 czekają na odpowiedź, inaczej zaostrzą protest.
Twierdzą, że zarabiają kilkaset złotych mniej niż pracownicy innych domów pomocy społecznej. Mieli w tym roku dostać więcej pieniędzy – bo radni nawet przegłosowali stosowną uchwałę, ale uchylił ją wojewoda. Jednak Szymon Kostrzewski, zastępca dyrektora Wydziału Zdrowia i Spraw Społecznych twierdzi, iż na podwyżki dla pracowników DPS w ubiegłym roku miasto przeznaczyło z budżetu 9 mln zł. Strach pytać, ile wynosiły ich wynagrodzenia przed podwyżkami, skoro służyły one wyrównaniu do poziomu płacy minimalnej.
– Teraz każdy z nas, by żyć i przeżyć – musi dorabiać. Tylko nie na tym powinno to powinno polegać. Opiekujemy się osobami starszymi. Zapewniamy im spokój i bezpieczeństwo na stare lata. Każdy nas będzie stary i będzie potrzebować pomocy. Młodzi ludzie nie chcą tu pracować. Zatrudniają się, przepracują miesiąc i odchodzą. Po pierwszej pensji. Nikt nie mówi ile kto zarabia, ale wiem, że najniższą krajową wyrównuje się dodatkiem za staż pracy – mówi jedna z pracownic ośrodka, zatrudniona od 1991.
– Chcemy poprawy warunków finansowych dla wszystkich pracowników, zarówno medycznych, jak i porządkowych. Chcemy po 200 zł dodatku za szkodliwość pracy dla każdego pracownika, a także podwyżki w wysokości 700 zł netto do podstawy pensji. Domagamy się także dodatków za pracę w niedziele i dni świąteczne, bo teraz ich nie mamy. Chcemy też, aby pieniądze na podwyżki dla nas zostały zabezpieczone w budżecie miasta – dodaje jej koleżanka.
– Etap pisania pism i rozmów z urzędnikami mamy już za sobą. Nie dał rezultatu – podsumowuje Sabina Walas, tym razem dla „GW”. – Opiekun medyczny dostaje najniższą krajową, a pielęgniarki średnio o 700 zł mniej niż koleżanki ze szpitali, choć nasza praca naprawdę się nie różni. Tyle że nasze pielęgniarki są traktowane jak pracownik samorządowy, a nie jak pracownik służby zdrowia, więc ominął nas dodatek, zembalowe. Efekt? Pensja pielęgniarki w CRO to 2650-2860 złotych. Brutto! Nasza praca to potężne obciążenie psychiczne i fizyczne. W centrum mamy około sześciuset pacjentów. Zapewniam, że nie są to, jak się może niektórym wydawać, staruszkowie grający grzecznie w karty. Płaca, jaką tu dostajemy, jest nędzna, a warunki w jakich pracujemy.