Jacek Jaśkowiak w ubiegłym roku złożył ważną obietnicę. Pracownicy kilku sektorów, m.in. instytucji kultury, żłobków, przedszkoli czy domów opieki społecznej mieli otrzymać po 700 zł podwyżki. Niestety, teraz okazało się, że włodarz nie jest w stanie spełnić swojego zapewnienia.
18 grudnia kilkuset pracowników i pracownic miejskich jednostek stawiło się w ratuszu, aby zaprotestować wobec proponowanej wysokości podwyżek wynagrodzeń w 2018 roku. Do przybycia wezwały cztery związki zawodowe. Jeden z nich, Inicjatywa Pracownicza wydał odezwę o treści: „Wszyscy pracownicy jednostek i zakładów budżetowych (w tym szkół i placówek) oraz instytucji kultury (zrzeszeni i niezrzeszeni w związkach zawodowych), proszeni są o przybycie na Plac Kolegiacki w Poznaniu (przed Urząd Miasta) w dniu 18 grudnia 2017 roku o godz.13.30, by przedstawić Panu Prezydentowi nasze stanowisko dotyczące efektów tegorocznych negocjacji oraz oczekiwań pracowniczych”.
Jaka była przyczyna takie mobilizacji? Niesłowność Jacka Jaśkowiaka, który szukając oszczędności budżetowych postanowił ich poszukać w kieszeniach pracowników. W 2016 roku prezydent obiecał 700 zł podwyżki dla pracowników instytucji kultury, a także opieki żłobkowej, społecznej i przedszkolnej. W grudniu okazało się, że ratusz jest skłonny podwyższyć płace zaledwie o 400 zł brutto, a jako, że w poprzednich latach płace wzrosły odpowiednio o 100 zł (2016 r.) i 200 (2017 r.) to w kolejnym wynagrodzenia pójdą w górę o kolejną stówę, a wiec tylko 68 zł na rękę.
Dziś rano pod magistratem pojawiła się kolejna grupa protestujących. Jaśkowiak po rozmowie z protestującymi obiecał jedynie, że może porozmawiać z minister Anną Zalewską o dodatkowych 17 mln złotych w ramach rekompensaty za „koszt reformy edukacji”. Pieniądze z tego źródła miałyby zostać przeznaczone na podwyżki.