– Nie będziemy pracować za miskę ryżu – taki napis widniał na jednym z transparentów, pod którymi pracownicy fabryki mebli IKEA protestowali w ostatnią niedzielę w Zbąszynie.
W fabrykach w Zbąszynie, Zbąszynku i Babimoście meblowy potentat zatrudnia prawie 3500 osób. Kilkaset z nich wyszło w niedzielę upominać się o podwyżkę. Negocjacje w tej sprawie trwają od wielu miesięcy i nie przynoszą efektów, jakich oczekują pracownicy. IKEA jest gotowa dać co najwyżej kilka procent więcej niż do tej pory, co gorsza, związkowcy czują się traktowani z góry i stawiani pod ścianą. – Negocjacje nie przyniosły żadnego porozumienia, a Ikea już miała gotowe aneksy do umów dla pracowników – powiedział Michał Kukuła, przewodniczący „Solidarności” w IKEA Industry&Retail.
Związkowiec podkreślił, że nie ma mowy o wygórowanych oczekiwaniach. Pracownicy oczekują, że dostaną podwyżkę, która uwzględnia rosnące ceny, wyższe koszty życia, po prostu będzie stanowiła reakcje na zmiany w gospodarce, jakie zaszły od momentu otwarcia fabryk w zachodniej Polsce i ustalenia obowiązujących tam stawek. Chcieliby również, by IKEA w wynagrodzeniach uwzględniała staż pracy i premiowała osoby, które mają kilkanaście lat doświadczenia przy produkcji mebli. Wreszcie nie mają wątpliwości: woleliby wyższe zarobki niż benefity pozapłacowe, jakie IKEA faktycznie oferuje.
Protest na rynku w Zbąszynie najprawdopodobniej nie będzie ostatni. Na spotkaniach ze związkowcami załoga nie miała wątpliwości: chce kontynuowania negocjacji płacowych i dalszego wywierania nacisku na zatrudniających. Kondycja firmy jest dobra, stać ją na podwyżkę.