Tak postanowił prezes Banku Finlandii Erkki Liikanen. Chce przekazać swoją miesięczną pensję w wysokości 10 tys. euro na pomoc przybywającym z Syrii.
Niedawno premier Finlandii Juha Sipilae zaapelował do swoich rodaków, aby nie pozostali obojętni na los uchodźców. Sam zaoferował przyjęcie pod swój dach sporej grupy – udostępnił im swój dom na wsi w miejscowości Kempele. Gest szefa banku jest odpowiedzią na apel premiera. Erkki Liikanen napisał oświadczenie, w którym zapewnia, że wysokość całego miesięcznego dochodu wpłaci na Fiński Czerwony Krzyż: – Wiem, że w ten sposób pieniądze dotrą do tych, którzy najbardziej cierpią.
W dniach 17-19 września w Finlandii ma odbyć się ogólnokrajowa zbiórka pieniędzy. To coroczna akcja charytatywna, podczas której obywatele wpłacają na szczytne cele równowartość swoich dziennych wydatków przeznaczanych na jedzenie. Nazywa się „Dzień głosu”. To w jej ramach prezes banku postanowił oddać swój zarobek. To kropla w morzu potrzeb w obliczu faktu, iż do Finlandii zgodnie z przewidywaniami rządu napłynąć ma około 30 tys. uchodźców, dwa razy więcej niż przewidywano.
Polska nadal nie zdecydowała, jaką ilość uchodźców jest w stanie przyjąć. Politycy kontynuują dyskusję, budując atmosferę zagrożenia. Jarosław Gowin zaapelował wczoraj, aby przyjmować uchodźców każdego innego wyznania niż muzułmańskie: – Myślę, że stać nas na przyjęcie więcej niż 2 tys. uchodźców, ale od początku mówię konsekwentnie: to nie powinni być muzułmanie, to mogą być chrześcijanie, jazydzi, ale nie muzułmanie, bo oni – część z nich przynajmniej – nie tylko że się nie asymiluje, ale wręcz dążą do zniszczenia zasad, na których ufundowana jest cywilizacja Zachodu.