Site icon Portal informacyjny STRAJK

Prześladowania dziennikarzy we Francji. Macron: to nie ja!

Uliczna przeróbka prezydenckiego plakatu,Paryż 2018. lemedia

Nigdy w swej powojennej historii Francja nie przeżyła okresu tylu prześladowań dziennikarzy, co w czasie prezydentury prawicowego neoliberała Emmanuela Macrona. W czasie manifestacji „żółtych kamizelek” dziesiątki z nich były bite, aresztowane, pozbawiane sprzętu, byle tylko zapewnić monopol oligarchicznym mediom. Rząd tak się rozochocił, że zaczął nasyłać prokuraturę na dziennikarzy w wielu innych sprawach. Wczoraj prezydent Macron próbował przekonać, że nie ma z tym nic wspólnego.

Rząd wściekł się szczególnie po ujawnieniu przez niektóre media, że Francja sprzedaje Arabii Saudyjskiej broń na użytek haniebnej wojny w Jemenie. Do tej pory obowiązywało oficjalne kłamstwo, które mówiło, że tak, sprzedajemy dużo broni tyranii saudyjskiej, ale tylko na użytek „wewnętrzny”, ostatecznie do strzeżenia granic, ale udziału w zbrodni jemeńskiej udziału nie bierzemy. Rozleciało się ono w kawałki po dziennikarskim śledztwie kilku niezależnych redakcji: oprócz dowodów z terenu ujawniono tajną notę tajnych służb, która potwierdzała prawdę czarno na białym.

Ogółem ośmiu dziennikarzy zostało wezwanych przez wywiad wewnętrzny (DGSI) na przesłuchania i straszenie w tej sprawie. Wzywano ich zresztą na polecenie szefa DGSI Nicolasa Lernera, mianowanego na to stanowisko przez kolegę ze studiów – Emmanuela Macrona. Wczoraj prezydent zaczął od tego, że jest bardzo przywiązany do wolności mediów, ale dorzucił od razu, że fundamentalna dla wolności mediów ochrona źródeł nie może służyć bezkarnemu ujawnianiu tajnych kwestii związanych z „bezpieczeństwem narodowym”. „Śledztwo w tej sprawie jest więc uprawnione” – skonstatował.

Następnie uroczyście zaprzeczył, że jego rząd ma coś wspólnego z prokuratorskimi wezwaniami w sprawie ujawnień różnych elementów tzw. afery Benalli. Alexandre Benalla, były osobisty ochroniarz a potem „doradca” pary prezydenckiej, jest podejrzany, oprócz różnych innych przestępstw, o tworzenie tajnej, prezydenckiej policji politycznej, co okazało się jednak mocno nielegalne. Tu zrobił się naprawdę hałas, gdyż prokurator Paryża zabrał się m.in. za dziennikarzy Le Monde, mimo, że pismo należy do jednego z oligarchów (Xaviera Niela), którzy istotnie pomogli Macronowi wygrać wybory prezydenckie.

Mają oni na karku nie tylko DGSI, ale i prokuratora Paryża Rémy’ego Heitza. Heitz zdobył to stanowisko wyłącznie dzięki Macronowi, który w zeszłym roku odrzucił wszystkie kandydatury własnego ministerstwa sprawiedliwości i Wysokiej Rady Sądownictwa (CSM).

Wszystkie związki dziennikarskie potępiły działania rządu. „Dzieje się coś bardzo niezdrowego w tym kraju” – oświadczył np. Krajowy Związek Dziennikarzy, nazywając nękanie dziennikarzy „skandalem”. Inne stowarzyszenia mówią o „zmuszaniu mediów do milczenia”, co jest „nie do zaakceptowaniu w kraju demokratycznym”, o „jawnym gwałceniu prawa prasowego z 1881 r.” itd. Wszystkie wyraziły solidarność z zatrzymanymi i przesłuchiwanymi, podkreślając „nienaruszalność ochrony źródeł”.

[patronite-1]
Exit mobile version