Ucierpi wizerunek knajpy Meat&Fit Slow Food w warszawskim Śródmieściu. Ale za takie incydenty płaci się wysoką cenę.
„To jest Polska, a ty powinieneś mówić po polsku. Jesteś czarnuchem” – powiedziała pracownica zza lady do klienta, robiąc gest „jakby chciała zwymiotować” – i ponoć straciła już pracę. Sprawę nagłośnili świadkowie rasistowskiego incydentu, a za nimi media.
„To jest Polska, a ty powinieneś mówić po polsku. Jesteś czarnuchem” mówi do klienta pracownica sieciowego baru w stolicy i wykonuje gest reką jakby chciała wymiotować.
W Polsce nie ma rasizmu.
Na marszu 11.11. też go nie było. pic.twitter.com/i4CEs2h8jx— Wojciech Kussowski (@Vojtekus) 2 grudnia 2017
Restauracja zareagowała szybko. Wydała specjalne oświadczenie, w którym właściciel zapewnił, że w jego knajpie nie ma miejsca na rasizm. Miał spotkać się z obrażonym czarnoskórym mężczyzną i jego znajomymi. „Chcieliśmy serdecznie przeprosić Azada i jego znajomych oraz wszystkie osoby, które poczuły się urażone zaistniałymi zdarzeniami. „Blisko 40 proc. naszych gości to klienci zagraniczni, a sam właściciel jest w związku małżeńskim z Hinduską kobietą i nie ma mowy ani miejsca w naszym lokalu na zachowania rasistowskie i ksenofobiczne” – czytamy w dokumencie. Firma ogłosiła też, że przekazała 300 zł na Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych.
To nie jedyny rasistowski incydent w ciągu kilku dni. 1 grudnia media donosiły, że policja zatrzymała 17-latków oskarżonych o wydeptanie w śnirgu ogromnych swastyk przed budynkami akademików w Białymstoku. W Bydgoszczy zaś w komunikacji miejskiej mężczyźni podający się za kontrolerów w ramach „wylegitymowania” szarpali, dusili i przygniatali do podłogi czarnoskórą Amerykankę.