Lidia Kowaliewa, rosyjska dziennikarka, napisała poniższy list. Autorkę znam, a tekst uznałem za istotny i wart publikacji w tym sensie, że każdą rozmowę między Polakami a Rosjanami uważam w tym dramatycznym czasie za potrzebną. Jednak uznałem za niezbędne, by na ów list odpowiedzieć. Po pierwsze dlatego, że niektóre tezy listu wymagają, w mojej ocenie, uściślenia. Inne – polemiki, a jeszcze inne – odrzucenia. Rozmawiajmy.
List ten opublikowało inne polskie medium: tygodnik „Myśl Polska”, jednak za zgodą Autorki publikuję go na Portalu Strajk, wraz z moją odpowiedzią.
List do Polaków
Drodzy polscy przyjaciele!
Mamy trudną, wspólną historię i wzajemne prawo, by się nie lubić.
Różne punkty widzenia
Z jednej strony już od ośmiu miesięcy patrzycie, jak Ukraina znajduje się w stanie wojny, którą nie ona zaczęła, lecz musi ją prowadzić – wojny z Rosją. Polityka Federacji Rosyjskiej od dawna jest przedmiotem uzasadnionej krytyki wspólnoty europejskiej i dlatego Polska w miarę możliwości pomaga Ukrainie – przyjmuje uchodźców, dostarcza sprzęt wojskowy. To przejaw gościnności typowej dla słowiańskiej duszy.
Z drugiej strony, ostatnie miesiące to historia uścisków dłoni, żądań, myślenia życzeniowego, niezauważonych sygnałów i pretensji w związku z niedotrzymanymi obietnicami, a także wyraźny przykład, jak niektóre kraje próbują zerwać ze swoją zależnością od Stanów Zjednoczonych.
Jedyna opcja
Mieszkańcy naszych krajów mają od stuleci odmienny sposób myślenia. My stoimy na styku dwóch cywilizacji, mentalności rosyjskiej i zachodniej. Mentalności te oparte są na diametralnie odmiennych wartościach, które mogą jednak współistnieć. Walka z Rosją w ciągu ostatnich trzech dekad po rozpadzie ZSRR polegała na próbie narzucania naszym duszom wartości niczego nam nie dających. Wszyscy jesteśmy za pokojem. Ale nastąpił czas, w którym nie można siedzieć okrakiem. Opadły maski. Bronić interesów Rosjan i rosyjskiego świata nie może nikt, poza nami samymi.
Wielu Polaków zaraz po rozpoczęciu działań wojennych ciągle pytało mnie o stosunek do tych wydarzeń; niektórzy, nie doczekawszy się nawet mojej odpowiedzi, zaczynali zachowywać się agresywnie, obrażali mnie.
Proponuję, byśmy obecne wydarzenia uznawali za systematyczne dążenie do odbudowy rosyjskiej mocarstwowości, zniszczonej przez Anglosasów i ich zwolenników. Jeśli popatrzymy na to z takiego punktu widzenia, wszystko stanie się jasne.
Obecne zdarzenia to jedyny sposób, by Rosja mogła żyć i rozwijać się. Wiem, że realizacja tego celu wymagać będzie jeszcze czystek w samej Rosji, stworzenia nowego systemu przekazywania władzy i wychowania narodu.
Czasy są wymagające. Rosja ruszyła z martwego punktu. Dostrzegamy wszystkie błędy, w tym błędy naszych przywódców. Czy da się je naprawić? Raczej tak.
Różnice
Często pytają mnie, skąd biorą się różnice między nami.
Jeśli chodzi o nas i Ukraińców, wszystko jest jasne: Ukraińcy mają wobec nas kompleks „młodszego brata”.
A co nie pozwala nam na wzajemne zrozumienie? Oczywiście – historycznie ukształtowane relacje związane z dominacją w Europie Wschodniej.
Wy uważacie, że to Zachód obronił państwowość Polski po II wojnie światowej. Że Josif Stalin musiał przyjąć reguły gry narzucone mu przez Franklina Delano Roosevelta i Winstona Churchilla, nalegających na powstanie niepodległej Polski. Polska stała się największym państwem Europy Wschodniej i jednocześnie krajem o wyjątkowej strukturze etnicznej. Była największa nie tylko pod względem powierzchni, ale też liczby ludności. Niezależnie od tego, jakbyście nas nie wyklinali, po II wojnie światowej to na mocy decyzji Związku Radzieckiego z obszarów, które weszły w skład nowej Polski, przesiedlono około 9 milionów Niemców (do Niemiec) i Ukraińców (do ZSRR). W ich miejsce pojawili się Polacy z zachodniej Białorusi i Ukrainy. W kształtowaniu polskiej monoetniczności ważną rolę odegrało też ludobójstwo oraz emigracja Żydów. Poza tym, Związek Radziecki nie nalegał na kolektywizację rolnictwa w Polsce. I to było podstawą przemian w polskim społeczeństwie w latach 1980., tego, że mogliście czuć się gospodarzami na swojej ziemi, swoich gospodarstwach i fermach. W ZSRR poczucie bycia „gospodarzem” zniknęło w wyniku kolektywizacji wszystkiego, co się dało.
Wydarzenia mijającego roku stawiają pod znakiem zapytania monoetniczność Polski, bo przecież miliony przybyłych do Was Ukraińców przynoszą z sobą wzorce zachowania i mentalność ukształtowaną jeszcze w czasach ZSRR, która dla Was jest obca.
Trzy lata temu mieliście szczęście, że fala migrantów z krajów Bliskiego Wschodu nie trafiła do Polski, lecz teraz, drodzy Przyjaciele, współczuję Wam.
Analogie
W ostatnich miesiącach zderzamy się z natłokiem informacji na temat konfliktu zbrojnego na Ukrainie. Można znaleźć mnóstwo nagrań, które powinny wywoływać pytania pod adresem władz ukraińskich. Na niektórych z nich widzimy obrońców Ukrainy, których całe ciała wytatuowane są nazistowskimi hasłami i symboliką, na innych widzimy trupy ubranych po cywilnemu ludzi ze związanymi z tyłu rękoma, wrzucane do zbiorowej mogiły. Widzimy, jak bez żadnego postępowania i sądu dokonywane są egzekucje na ludności cywilnej; ludziom związuje się ręce, rozstrzeliwuje i wrzuca ciała do dołu. Niektórzy z nich są być może jeszcze żywi i umierają chowani żywcem, dusząc się od przysypującej ich ziemi. Takie traktowanie niedopuszczalne jest ani w stosunku do jeńców wojennych, ani cywilów, ani nawet zbrodniarzy wojennych – w XXI wieku o ich losie powinien decydować sąd lub trybunał. Wielu obrońców Ukrainy mówi otwarcie i swoich nazistowskich przekonaniach. Na przykład, doradca administracji ukraińskiego prezydenta, Aleksiej Arestowicz oświadczył po odzyskaniu kontroli nad terenami obwodu charkowskiego zajmowanymi wcześniej przez Rosjan, że wszyscy mieszkańcy, którzy przyjmowali pomoc humanitarną od Federacji Rosyjskiej, uznawani będą za kolaborantów i „czeka ich albo więzienie, albo śmierć”.
Drodzy Przyjaciele, czy niczego Wam to nie przypomina? Czy nie budzi to w Waszej pamięci skojarzeń z wydarzeniami sprzed 80 lat, gdy w czasie II wojny światowej niemieccy faszyści również dokonywali egzekucji na ludności cywilnej, wrzucając ciała zabitych do rowów i dołów?
Do tego na terytorium Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej w egzekucjach tych brali udział w szeregach Einsatzgruppen członkowie ukraińskich organizacji nacjonalistycznych. Ci sami, którzy w 1943 roku zorganizowali w Polsce rzeź wołyńską, akt ludobójstwa, w wyniku którego Ukraińcy z UPA barbarzyńsko wymordowali dziesiątki tysięcy Polaków, w tym niemowlęta i kobiety w ciąży. Dziś historia się powtarza.
Czy naprawdę pomagacie tym, którzy tej pomocy potrzebują? Czy jesteście pewni, że powinniście wspierać potomków i zwolenników nazistowskich katów, którzy w latach 1940. utopili Polskę we krwi? I czy współcześni ukraińscy nacjonaliści nie wezmą się znów za Polaków, jeśli uda im się zwyciężyć w wojnie przeciwko Rosji? Dziś ich głównym przeciwnikiem są Rosjanie, lecz czy to nie Polacy będą następni? Przecież, sądząc po ostatnich wydarzeniach, ich koncepcje wyższości Ukraińców nad innymi narodami i metody walki z nimi sprzed 80 lat nie znikły, a wręcz przeciwnie – tylko się rozwinęły, wzmocniły i wspierane są teraz oficjalnie na poziomie rządowym.
Od Kijowa do Rygi
Wielu z Was pamięta tzw. pakt Józefa Piłsudskiego i Semena Petlury z 1920 roku, na mocy którego do sojuszu z Polską przystąpiła Ukraińska Republika Ludowa (URL), która, co prawda, rezygnowała jednocześnie z Wołynia i Galicji. To wówczas ponad stutysięcznej polskiej armii, w szeregach której walczyło niespełna 15 tysięcy wojskowych URL, udało się na kilka tygodni zająć Kijów. Wkrótce jednak bolszewicy odbili stolicę Ukrainy, a następnie doszli do Warszawy. W efekcie wojna polsko-radziecka zakończyła się pokojem ryskim zawartym w marcu 1921 roku, na mocy którego Polska uznawała nie tylko Rosyjską Socjalistyczną Republikę Radziecką, ale również USRR, oraz zobowiązała się do niepopierania prób powrotu petlurowców do władzy.
Dziś Polska szkoli otwarcie na swoim terytorium ukraińskich wojskowych i działania te zaczęły się na długo przed ogłoszeniem mandatu Unii Europejskiej w tej sprawie, co przyznał polski premier Mateusz Morawiecki.
Po ponad stu latach misja wojskowa UE daje Polsce okazję do „ofensywy zimowej” na Ukrainie. Analogii jest sporo: obozy szkoleniowe na terenie Polski dla ukraińskich wojskowych, którzy podjąć mają walkę zimą (szkolenie trwa zazwyczaj dwa do trzech miesięcy, więc pierwsi ukończą je w styczniu – lutym), no i ten sam przeciwnik – Rosja… Jedyna różnica polega na tym, że za szkolenie płaci Unia Europejska, ale dla Polski pogrążonej w rusofobii nie ma to znaczenia.
Quo vadis, Polsko?
Lidia Kowaliewa
(Moskwa)
Droga Lidio,
tak, to prawda, mamy prawo się nie lubić. Nie uważam wprawdzie tego prawa za fundamentalne dla wzajemnych relacji międzynarodowych, ale pewnie jest komuś do czegoś potrzebne.
Masz też rację co do sformułowania, że Ukraina znajduje się w stanie wojny, którą nie ona zaczęła. Istotnie, Rosja atakiem na ukraińskie terytorium tę wojnę zaczęła i Ukraina prowadzić ją musi. Jej żołnierze bronią po prostu swoich domów i bliskich. W tej sprawie podzielam pogląd Noama Chomsky’ego, że Rosja została sprowokowana przez Zachód i używaną przezeń instrumentalnie Ukrainę, ale prowokacja nie jest powodem, który uzasadnia użycie siły. Narastający konflikt obserwowałem z uwagą od 2004 roku i jestem zdania, że wojna wybuchła by i tak. Zachód od dawna dążył to tego konfliktu. Gdyby Rosja nie dała się sprowokować, zagrano by scenariusz gruziński z 2008 roku, co skutkowałoby zapewne większą liczbą ofiar po stronie rosyjskiej i znacznie gorszą sytuacją militarną dla samej Rosji. Władze rosyjskie (Władimir Putin) uznały, że „gdy bitka jest nieuchronna, trzeba uderzyć pierwszym” i mamy to, co mamy. Dyskusja o korzeniach i bezpośrednich przyczynach tej wojny wykracza poza ramy tego listu. Na potrzeby tej rozmowy niech wystarczy moja deklaracja, że w tym konflikcie Rosja nie ma racji, ale ma słuszność.
Tak, Polacy (trochę mniej ich rząd) pomagali i wciąż pomagają ukraińskim uchodźcom. To powód do dumy, choć jednocześnie nieco psuje ten idealny obraz fakt, że innych uchodźców, o odmiennym kolorze skóry i z innych krajów poddawano prześladowaniom i brutalnemu traktowaniu. Rozumiem jednak, że to Cię nie niepokoi, skoro witasz z zadowoleniem fakt, że „fala migrantów z krajów Bliskiego Wschodu nie trafiła do Polski”. I nie, nie uważam za „przejaw gościnności” dostarczanie broni Ukrainie. I sądzę też, że powinnością każdego człowieka jest działanie na rzecz zakończenia działań wojennych najszybciej, jak to możliwe.
Gdy piszesz o intencjach Rosji, różnice w naszych poglądach zaznaczają się mocniej, choć nie uważam, że mieszkańcy naszych krajów mają „odmienny sposób myślenia”. Myślimy podobnie, różne mamy jednak postawy wobec własnych państw, mieszkających w nich społeczeństw i zobowiązań wobec nich. To nie kwestia diametralnie odmiennych wartości, raczej rezultatu propagandowego wpływu na społeczną mentalność, ale też stosunku do własnego państwa. Rosjanie zawsze postrzegali swoje jako ponadczasową wartość, podczas gdy my, na skutek uwarunkowań historycznych, swojego państwa nie szanujemy. I owszem, w ciągu ostatnich 30 lat Zachód próbował Rosję doprowadzić do całkowitego rozpadu. Niemal mu się to udało. I teraz nastąpił czas, że nikt, poza wami samymi, nie jest w stanie bronić swoich interesów. Zatem „opadły maski”, jak piszesz, i czas próbować ogarnąć sytuację na nowo. Być może. Dalej jednak mam z Twoimi poglądami nieco trudniej.
Trudno mi się zgodzić na Twą propozycję „byśmy obecne wydarzenia uznawali za systematyczne dążenie do odbudowy rosyjskiej mocarstwowości”. Nie dlatego, że neguję fakt mocarstwowości Rosji. Jednak najważniejsza jest dla mnie odpowiedź na pytanie, jaka ta mocarstwowość ma być, co z niej wyniknie dla świata i dla Polski? Lubię Rosję, ale nie jest mi obojętne, jaka ta Rosja ma być albo, co ważniejsze, jaką chce być. A tutaj widzę wiele niepokojących zjawisk. Coraz głośniej brzmiące hasła ruchów nacjonalistycznych, ludzie, którzy chcą, by Rosja przekształciła się na arenie międzynarodowej w swoistego żandarma, a w polityce wewnętrznej stała się czym na kształt religijnego państwa autokratycznego, opresyjnego dla obywateli mających inne zdanie od oficjalnego. Tego chcesz? Piszesz: „dostrzegamy wszystkie błędy”. Naprawdę? Nie widzę reakcji, gdy Rosja wciąż jest krajem z ogromnym rozwarstwieniem społecznym, w którym oligarchowie czują się wciąż lepszym gatunkiem, kiedy część elit politycznych prezentuje postawy pogardy wobec zwykłych ludzi. Jeżeli dekonstrukcji tego systemu mają dotyczyć wspomniane przez Ciebie „czystki” i „stworzenie nowego systemu przekazywania władzy i wychowania narodu”, to będę wam kibicował z całego serca.
Żona mojego przyjaciela powiedziała kiedyś: „A ja bym chciała, żeby Rosja zajęła miejsce Stanów Zjednoczonych”. Otóż nie. Nikomu na świecie, a i samym Rosjanom, taka Rosja nie jest potrzebna. Przede wszystkim dlatego, że to gwarancja powtórki tego, co mamy dziś, tylko za jakiś czas. A co macie dziś do zaproponowania światu i samej sobie? Rosja jako państwo socjalne z nową formułą społeczeństwa partycypującego we władzy mogłaby być taka propozycją. Tylko czy jesteście do tego gotowi?
A co do Ukrainy – podzielam niepokój związany z przejawami skrajnie prawicowych i nazistowskich idei w ukraińskiej przestrzeni publicznej i wśród elit politycznych. Obserwowałem to zjawisko w różnych nasileniach od pomarańczowej rewolucji, po wyborach 2012 roku i po przewrocie w 2014. Jestem zdania, że Ukraina nie radzi sobie z tą ponurą spuścizną. I żadne zaklęcia tego nie zmienią. Tak, widzę to wszystko, o czym piszesz w związku z ukraińskim nacjonalizmem, ale czego od nas oczekujesz? Że przestaniemy przyjmować uchodźców napływających do Polski z terenów objętych wojną? Mamy im nie pomagać?
Co się zaś tyczy wspierania Ukrainy sprzętem, ludźmi i coraz bardziej agresywnymi działaniami politycznymi – to owszem, uważam, że to głęboko błędna polityka polskiego rządu.
Nie zgadzam się też z Twoim twierdzeniem, że uważamy jakoby, że „to Zachód obronił państwowość Polski po II wojnie światowej”. To jakieś nieporozumienie, które wzięło się pewnie stąd, że uznajesz oficjalną narrację polskich władz za prawdziwą. Oświadczam otóż, że to nie jest zdanie powszechnie podzielane. Ludzie przytomni, którzy choć trochę liznęli obiektywnej wiedzy historycznej są świadomi faktu, że państwowość po II wojnie światowej w takim kształcie, jaka pojawiła się w 1944 roku, to rezultat działań ZSRR, zarówno militarnych, jak i politycznych. Pamiętamy o tym i będziemy pamiętać. Na przekór tym wszystkim, którzy chcą nam wmówić, że historia była inna, niż była.
Trudno polemizować z Tobą na fakty, świadczące o okrucieństwie wojny. Ty piszesz o tym tak, jakby tylko jednak strona miała monopol na bestialstwa. Tak nie jest. Rzeczy straszne dzieją się po obu stronach, nie tylko zresztą w tej wojnie. W każdej. Myślę że licytowanie się na potworności jest o tyle bez sensu, że służą dziś one jako oręż w wojnie informacyjnej, zatem dopiero pewnie po pewnym czasie poznamy prawdę.
Kończąc – na Twoje pytanie: „quo vadis Polsko?” odpowiem Ci prosto: w tym kształcie naszej polityki zagranicznej – na zatracenie.
Ta odpowiedź nie będzie jednak pełna, kiedy nie odpowiesz na moje pytanie: «quo vadis Rosjo?» lub, jeśli wolisz, «камо грядеши Россия?». Bez Twojej uczciwej i szczerej wobec samej siebie odpowiedzi porozumienie będzie nam trudno osiągnąć.
Maciej Wiśniowski (Warszawa)