Nie ulicami a chodnikami i nie Równości, a Równych. Nową nazwę zaprezentowali pomysłodawcy postępowego pochodu w Gdynii. Jak się udało? Organizatorzy mówią o „kilkuset osobach”, lokalne media – o dwustu. Jedno jest pewne – frekwencja na marszu była wyraźnie wyższa od liczby homofobów, którzy próbowali zakłócić wydarzenie.
Marsz przeszedł chodnikami. Organizatorzy zdecydowali się nie zajmować jezdni. Dlaczego? – Kolektywnie ustaliliśmy, że skoro 11.11 blokuje ulice i utrudnia życie gdynianom, to lepsza będzie taka forma. Strajki Kobiet szły także chodnikami i wychodziło to dobrze. To również łatwiejszy dostęp dla osób z niepełnosprawnościami – tłumaczą w rozmowie ze Strajkiem.eu pomysłodawcy Marszu Równych.
„Nacjonalizm to się leczy”, „Bób humor edukacja seksualna”, „Kobiety do polityki”. „Nasza Gdynia jest tęczowa”, „Wolność, równość, akceptacja”, „Solidarność naszą bronią”, „Chcemy kochać, nie umierać” – można było przeczytać na transparentach.
Czym zatem różni się koncepcja Marszu Równych od Marszów Równości?
– Przede wszystkim po wydarzeniach w Lublinie uznaliśmy, że jest potrzeba wydarzenia oddolnego, przeciwnego kaprysom establishmentu. Oczywiście walczymy o prawa osób LGBT – to jest kręgosłup ideologiczny tego wydarzenia. Zgromadziliśmy się też jednak tutaj pod hasłami antyrasistowskimi, anfyfaszystowskimi i antynacjonalistycznymi. Chcemy społeczeństwa, które jest naprawdę równe, a nie po prostu takiego, które tylko deklaruje się, że jest równe, a wszyscy obywatele nie mają tych samych praw. Jesteśmy alternatywą wobec tych, którzy maszerują 11 listopada – wyjaśnia aktywista, dodając, że wydarzenie jest również wyrazem sprzeciwu wobec „tęczowego kapitalizmu”. Co to dokładnie oznacza? Korporacje w ramach trafiania do „targetu” sponsorują np. Paradę Równości – wskazuje Goworowski. – A walka o prawa człowieka nie powinna być dyktowana potrzebami rynku – wyjaśnia.
Głównym deklarowanym celem manifestacji była „konsolidacja i pokazanie się środowisk LGBT+ w Gdyni. Goworowski deklaruje jednak, że obszar walki jest zdecydowanie szerszy. – Walczymy o wspólną sprawę, wspólne prawa. O bezpieczeństwo od nienawiści ludzi i od państwa, które chyba najbardziej chciałoby, żebyśmy nie istnieli, albo przynajmniej siedzieli cicho. Ale równości nie zdobywa się, siedząc cicho – prawa zdobywa się, krzycząc o nie i walcząc. I to zamierzamy robić. Do skutku – powiedział twórca idei Marszu Równych.