Site icon Portal informacyjny STRAJK

Rozdarta flaga biało-czerwona

wykop.pl

Mamy dziś Dzień Flagi Państwowej. Andrzej Duda zatknął już narodową banderę na balkonie swojej posiadłości, namawiając Polaków, by zrobili to samo. „Niech będą one wyrazem naszego patriotyzmu, poczucia wspólnoty narodowej i przypominają o historii. Bądźmy dumni z naszych barw narodowych. Bądźmy dumni, że jesteśmy Polakami” – powiedział prezydent.

Mój stosunek do dzisiejszego święta sytuuje się pomiędzy obojętnością, a świadomością niespełnionego potencjału. Pod biało-czerwoną flagą wydarzyły się rzeczy piękne, doniosłe, ale również żałosne i haniebne. Do tej drugiej kategorii zaliczyć należy działalność dzisiejszego lokatora Pałacu Prezydenckiego i jego politycznego mocodawcy. Nie czuję żadnej wspólnotowej więzi z prezydentem, który nie dalej jak w sierpniu zeszłego roku objął honorowym patronatem uroczystości ku czci hitlerowskich kolaborantów z Brygady Świętokrzyskiej. Kiedy dziś widzę Andrzeja Dudę wygłaszającego morały o historii i szacunku do flagi, jest mi zwyczajnie wstyd – za prezydenta i za to, co się pod państwowym symbolem wyrabia w dzisiejszej Polsce.

Czuję gniew, kiedy pod biało-czerwonymi flagami maszerują zwolennicy supremacji białej rasy, członkowie neofaszystowskiego ONR, fanatyczni katoliccy duchowni,  przeciwnicy praw człowieka i inne pospolite mendy. To, że ruchy ekstremistyczne wespół z klerykałami, ludem smoleńskim i kibolami zagospodarowały pole polityczne symboli państwowych jest brzemienną w skutkach tragedią.

Dzień Flagi Państwowej został ustanowiony w zasadzie przypadkowo, aby wypełnić przestrzeń pomiędzy dwoma innymi świętami państwowymi. Nie wiem, czy w 2004 roku ustawodawcy mieli świadomość, że to właśnie 2 maja, w roku 1945 roku miało miejsce wydarzenie, które zasługuje na szczególną pamięć. Tego dnia biało-czerwona flaga załopotała na budynku Reichstagu, a chwilę wcześniej na Kolumnie Zwycięstwa w Berlinie. Polscy żołnierze zaznaczyli w ten sposób odniesione wspólnie z Armią Czerwoną wielkie zwycięstwo nad nazistami. Dla każdego Polaka powinien być to dzień pamięci o tych, którym zawdzięczamy przetrwanie jedynego w historii momentu, kiedy biologiczne istnienie polskiego społeczeństwa było zagrożone. 2 maja, patrząc na biało-czerwone barwy myślę właśnie o zdobywcach Berlina. Czuję wielką dumę.

W grudniu ubiegłego roku po raz pierwszy od bardzo dawna śpiewałem polski hymn państwowy. Stojąc pod Zachętą, w rocznicę zamordowania Gabriela Narutowicza myślałem o znaczącym rozdarciu – zarówno pierwszemu polskiemu prezydentowi, jak i jego mordercy przyświecały wartości symbolizowane przez biało-czerwoną flagę. Podobnie zresztą jak w czasach powojennych, kiedy bandy z lasu, pod polską flagą podpalały urzędy, szkoły i szpitale, na których łopotał ten sam symbol. Tak samo jest też teraz, gdy na Marszach Równości widzimy biel i czerwień, identyczną jak na homofobicznych spędach nienawiści.

Nie znaczy to oczywiście, że ci, którzy walczyli i walczą o sprawiedliwość społeczną i ci, którzy przeciwko niej występowali są mi jednakowo bliscy i zasługują na taki sam szacunek jako członkowie narodowej wspólnoty. Opowieść o jedności pod biało-czerwoną flagą to prawicowa bajeczka. Żyjemy w społeczeństwie klasowym i to jest kluczowe kryterium antagonizmów społecznych. Ale znaczy na pewno tyle, że biało-czerwona flaga może symbolizować także równościowe wartości i dlatego nie powinniśmy jej oddawać walkowerem prawicy.

[partronite]

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Exit mobile version