W Nowym Tomyślu rozpoczął się proces Grażyny F. – właścicielki zakładu stolarskiego, której prokuratura zarzuca nieudzielenie pomocy i nieumyślne spowodowanie śmierci Wasyla Czorneja, pracownika z Ukrainy. Gdy mężczyzna zasłabł w pracy, Grażyna F. nie zadzwoniła po pogotowie, a następnie wywiozła go do lasu, być może jeszcze żywego.
Do tragedii doszło na terenie zakładu produkującego trumny w jeden z upalnych dni w ubiegłym roku. Wasyl Czornej, który u Grażyny F. pracował na czarno, zasłabł podczas pracy. Wówczas, jak ustaliła prokuratura, inni pracownicy z Ukrainy poprosili szefową o wezwanie karetki. Kobieta obawiała się jednak konsekwencji z tytułu zatrudniania ludzi z pominięciem przepisów, więc po pomoc nie zadzwoniła i zabroniła tego również innym. Grażyna F. rozesłała pracowników do domu. Zostawiła tylko innego ukraińskiego pracownika – Serhija H., któremu poleciła załadować kolegę do bagażnika samochodu.
– Ten odmówił, lecz Grażyna F. zagroziła, że nie wypłaci mu pensji. Serhii H. bał się zgłosić zdarzenie na policję, gdyż znajdował się w obcym kraju, nie znal języka, jak również nie miał umowy o pracę. Ostatecznie przeniósł zwłoki do samochodu, którym Grażyna F. udała się na teren powiatu wągrowieckiego, gdzie porzuciła ciało w lesie – portal RMF24 cytuje fragmenty ustaleń prokuratury.
Nie udało się ustalić, czy Wasyl Czornej zmarł wskutek niewydolności oddechowo-krążeniowej jeszcze na hali, w samochodzie, czy dopiero w lesie. Niewezwanie do niego lekarza i porzucenie w odosobnionym miejscu oznaczało zostawienie go na pewną śmierć. Prokuratura zakwalifikowała jednak postępowanie Grażyny F. jako nieudzielenie pomocy i nieumyślne spowodowanie śmierci.
Oskarżona nie przyznała się do winy i podczas pierwszej rozprawy starała się obarczyć odpowiedzialnością za tragedię zatrudnianych przez siebie – też na czarno – Ukraińców. Zeznała, że gdy zaalarmowano ją o złym samopoczuciu Wasyla Czorneja, poleciła, by pracownicy przerwali pracę i „zajechali do lekarza”. Ci jednak mieli odmówić i stwierdzić, że nie chcą żadnych problemów. Grażyna F. zasugerowała również, że to Serhij H. zadeklarował, że pozbędzie się zwłok, podrzucając je na teren innego zakładu. – Postanowiłam więc, że wezmę to na siebie i sama się tym zajmę. Nie wiedząc, co zrobić, wywiozłam to ciało do lasu – przekonywała.
Serhij H. również jest oskarżonym w sprawie. Prokuratura stawia mu zarzuty utrudniania postępowania karnego poprzez pomoc w zatarciu śladów przestępstwa, chociaż śledczy zauważają, że mężczyzna działał pod presją – obawiał się, że jeśli nie pomoże szefowej, nie dostanie wypłaty, a jeśli wezwie policję, to będzie miał problemy z powodu pracy na czarno. Serhij H., nieobecny w sądzie, wyjaśniał wcześniej w prokuraturze, że trzy razy prosił Grażynę F. o wezwanie pogotowia.
Zarówno „rzutkiej przedsiębiorczyni”, która oszczędzała na kosztach pracy, dopóki nie zdarzyła się tragedia, jak i ukraińskiemu pracownikowi grozi 5 lat pozbawienia wolności.