Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rosji i rosyjskie Ministerstwo Obrony oświadczyły, że Rosja wycofuje się z porozumienia, mającego na celu uniknięcie incydentów zbrojnych w Syrii między wojskami koalicji pod egidą USA a wojskami rosyjskimi.
Oznacza to nie mniej ni więcej, że realne szanse na nawet przypadkową, ale brzemienną w tragiczne dla całego świata skutki wymianą ognia między wojskami dwóch największych potęg militarnych świata wzrastają niepomiernie.
Stanowisko MSZ Rosji jest jednoznaczne: „USA nie po raz pierwszy demonstruje nieprzemyślane podejście, które tylko pogłębia istniejące w świecie problemy i stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa międzynarodowego”.
W stanowisku Rosja ostro ocenia bombardowanie syryjskiej bazy lotniczej, w której znajdowali się zresztą rosyjscy żołnierze. Na bazę spadło około 50 rakiet Tomahawk, zginęło sześciu syryjskich żołnierzy i zniszczono 6 samolotów.
Wycofanie się Rosji ze wspomnianego porozumienia oznacza, że przestaje ona traktować amerykańskie wojska jako sojuszników, lecz potencjalnego przeciwnika. Wraz ze wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami. Poza tym Rosja wystąpiła o pilne zwołanie posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ.
Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow na konferencji prasowej powiedział, że atak amerykańskich wojsk w Syrii przypomina agresję USA na Irak w 2003 roku. Jak wiadomo, amerykańska agresja przeciwko Irakowi wówczas za pretekst przywołała nieprawdziwe informacje o posiadaniu przez Saddama Husajna broni masowego rażenia, w tym chemicznej.