Warto się zrzeszać. W miejscach pracy, w warunkach rynkowo-kapitalistycznych, remedium na libertariańskie zakusy szefów są właśnie silne związki zawodowe. Nawet w państwie sklejonym z patyka i papieru toaletowego, w okolicznościach zarazy, są w stanie skutecznie reprezentować interes klasy pracowniczej.
Dziś wiemy już prawie na pewno, że nie będzie konieczności prowadzenia strajku w skarbówce. Dotychczasowy nacisk okazał się dostateczny. Część obiecanych przez kierownictwo podwyżek trafi do urzędników szybciej niż zostało to pierwotnie przewidziane co oznacza, że żądania strony związkowej zostaną spełnione. Porozumienie płacowe podpisało siedem największych organizacji pracowniczych działających w tej branży. Dokumenty sygnował również szef resortu finansów w rządzie Mateusza Morawieckiego Tadeusz Kościński.
Memorandum to gwarantuje pracownikom aparatu skarbowego sześcioprocentową podwyżkę płac. Podwyżka będzie oczywiście dotyczyła jedynie tak zwanych kwot bazowych, czyli wskaźnik podwyżki naliczany będzie jedynie od „gołej” pensji, bez uwzględnienia dodatków, ale – jak podaje Puls Biznesu – wyrównanie ma być wypłacone również wstecznie od stycznia. Minister Kościński, po podpisaniu porozumienia, zwrócił się do związkowców z prośbą o uspokojenie nastrojów strajkowych.
Przypomnijmy: 5 maja media informowały o planowanym przez pracowników skarbówki proteście, który miał zostać przeprowadzony dwa dni później. Urzędnicy planowali między innymi wyłączenie na kwadrans swoich komputerów, co uniemożliwiłoby komukolwiek załatwienie jakiejkolwiek sprawy z fiskusem. Związki zawodowe zażądały przyspieszenia wypłaty umówionych wcześniej podwyżek ponieważ kryzysowa sytuacja wywołana idiotycznymi posunięciami rządu i kolejnymi odsłonami degrengolady prawnej, ustrojowej i ekonomicznej wywołanej coraz to nowymi wersjami „tarcz” mogłaby – w ich ocenie – zagrozić realizacji ustaleń. Ich determinacja brała się między innymi stąd, że uważają się za urzędniczą grupę najbardziej poszkodowaną pod względem płacowym. Ich wynagrodzenia są zamrożone od 10 lat. Pracownicy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, policji, prokuratury, służb specjalnych czy parlamentarzyści dostawali podwyżki; oni nie.
W ciągu tych 48 godzin – od chwili gdy media podjęły temat do momentu przeprowadzenia protestu „komputerowego” 7 maja – na związki działające w skarbówce prawicowe media (zarówno rządowe, jak i opozycyjne) wylały cysterny obelżywej propagandy odwołując się do narzuconej opinii publicznej wrogości do instytucji państwa, zwłaszcza fiskusa. Pojawiły się też znane klisze o rzekomym terrorystycznym czy szantażystowskim usposobieniu związków zawodowych. „Ministerstwo Finansów nie zdecydowało jeszcze czy zgodzi się na dyktat związkowców. Wspomniane podwyżki to koszt miliarda złotych na trzy lata” – pisał na przykład dziennikarz portalu RMF 24 Krzysztof Berenda. Choć sam, w tym samym tekście, kilka akapitów powyżej przyznał, że pracownicy skarbówki, to grupa zawodowa, która poddana jest jawnej dyskryminacji płacowej.
Po wybuchu pandemii i zamknięciu wielu zakładów pracy, ośrodków prowadzenia działalności gospodarczej oraz instytucji publicznych, związkowcy zaczęli domagać się od kierownictwa resortu finansów jasnych deklaracji co do domówionych podwyżek i rozpoczęcia ich wypłacania. Nie doczekali się żadnej reakcji więc 7 maja przeprowadzili akcję ostrzegawczą polegającą – jako się rzekło – na masowym wyłączeniu na 15 minut komputerów przez urzędników fiskusa. Akcja zakończyła się sporym sukcesem — wyłączono 75 proc. komputerów. Mając za sobą większość zatrudnionych, związkowcy podjęli przygotowania do dalszych działań. Ministerstwu sytuacja szybko zaczęła wymykać się spod kontroli, w końcu podjęto więc rozmowy ze stroną pracowniczą.
Z informacji, które pojawiały się w mediach wynika jasno, że przedstawiciele resortu obrali taktykę rżnięcia głupa.
„W trakcie spotkania kierownictwo MF podkreślało, że w zakresie poprzednich porozumień podwyżkowych nic się nie zmieniło i że są one w mocy (umowa z 29 stycznia 2020 r. stanowiła, że podwyżki zostaną wypłacone do końca czerwca). Wyraziło zdziwienie i zaniepokojenie rozpoczętą przez związkowców akcją protestacyjną i nagłaśnianiem jej w mediach” – przeczytać można na przykład na stronach Pulsu Biznesu.
Dziennikarz PB Jarosław Królak cytuje w swojej notatce ministra Kościńskiego, który opowiadał dyrdymały próbując przedstawić je jako wyszukane aforyzmy. Na przykład, jak dowiadujemy się z wypowiedzi przewodniczącego Krajowej Sekcji Administracji Skarbowej NSZZ Solidarność Tomasza Ludwińskiego: „minister finansów stwierdził, że pieniądze lubią ciszę i nagłaśnianie akcji protestacyjnej nie służy sprawie podwyżek. Dla nas jednak to sprawa priorytetowa i bardzo nas niepokoił fakt, że inne grupy zawodowe, np. policjanci, inne służby mundurowe, dostali lub dostają podwyżki, a pracownicy aparatu skarbowego ich nie dostają”.
Ludwiński dodał też, że minister „nie może zagwarantować, że w skarbówce nie będzie żadnych zwolnień czy obniżek wynagrodzeń, jeżeli kryzys wywołany pandemią będzie się pogłębiał. Wyraził jednak nadzieję, że nie dojdzie do zwolnień i obniżek płac”. Oznaczać to może, że rząd tymi ustaleniami kupił sobie po prostu trochę czasu, a być może szykuje się do jakiejś rozprawy z urzędnikami w ogóle.
Szef Solidarności w strukturach Krajowej Administracji Skarbowej powiedział w rozmowie z Pulsem Biznesu, że strona społeczna gotowa jest odstąpić do akcji protestacyjnej wobec podpisanych przez ministerstwo finansów zobowiązań, jednak „jeżeli MF nie dotrzyma postanowień, to będziemy musieli do nich powrócić” – zapowiedział.
Uzgodniona wysokość podwyżek to 800 zł brutto miesięcznie.