Pracownicy słupskiej firmy Bajcar produkującej przez cztery miesiące słyszeli, że w końcu otrzymają zaległe wynagrodzenia. Szef obiecywał, że przedsiębiorstwo stanie na nogi. Rzeczywistość okazała się inna. Ludzie znaleźli się w dramatycznej sytuacji, a biznesmen próbuje pozbyć się firmy. Wraz z zaległościami wobec podwładnych.
Oszukanych zostało 150 pracowników. Wielu z nich pracowało w firmie od kilkunastu lat. Wierzyli szefowi, kiedy ten zapewniał, że po restrukturyzacji interes ruszy z kopyta, a załoga dostanie obiecane wypłaty. „Fundusz inwestycyjny powoła spółkę, która zatrudni cały stan osobowy. Istotna kwestia dotycząca wynagrodzeń: te zaległe będą wyrównane, taka jest deklaracja funduszu” – obiecywano.
– To jest bardzo ważna kwestia, że przez trzy miesiące, prawie cztery, trzymano nas tutaj na siłę i mówiono, że firma przejdzie pełną restrukturyzację i zostaną nam wypłacane zaległe pensje. Dlatego my nie szukaliśmy sobie innej pracy – mówi jeden z pracowników w rozmowie z dziennikarzami polsatowskiej „Interwencji”.
Chodzi o spore pieniądze. Niektórym pracownikom firma jest winna nawet 50 tys. złotych. Innym „tylko” 5 tys., jednak wszyscy znajdują się w arcytrudnym położeniu. Psychicznie wymęczeni, zawiedzeni, oszukani i co najgorsze – zadłużeni.
Firma miała stanąć na nogi, ale ostatecznie upadła na twarz. Długi wynoszą 21 milionów zł, na co składają się zaległe pensje, należności dla dostawcy, opłaty skarbowe.
Właściciel nie rozmawia z dziennikarzami. Jego otoczenie tłumaczy, że kilka miesięcy temu przeszedł udar. Tajemnicą poliszynela jest jednak, że obecnie jest w stanie pracować i kierować firmą.
Pracowników zbywa, dlatego ci należności próbują odzyskać na drodze prawnej. Sprawę zgłosili do prokuratury i Wojewódzkiego Inspektora Pracy.
– To zawiadomienie dotyczy nie tylko naruszenia praw pracowników, ale również pozbywania się majątku i to również będzie przedmiotem ustaleń – informuje Marcin Natkaniec, zastępca Prokuratora Rejonowego w Słupsku.
Egzekucja nie jest prostą sprawą. Nieliczni członkowie załogi mają sądowe nakazy zapłaty złożone do komornika. To tylko kilka osób, reszta na razie o pieniądzach może pomarzyć.
Pracownicy liczą na rychłe ogłoszenie upadłości, przejęcie majątku przed syndyka i wypłatę zaległości. Sprawę na poziomie sądowym spowalnia jednak pandemia. A właściciel wykorzystuje niewydolność państwa wyprzedając majątek lub przepisując go na inne osoby. On zapewne wyjdzie na prostą.