Małgorzata Wypych, smoleńska wdowa i kandydatka PiS w najbliższych wyborach, wygrała życie. Jako pierwsza złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez Jana Tomasza Grossa, który znów znieważył naród polski – co gwarantuje jej medialną obecność, bo temat jest, jak zawsze w przypadku Grossa, gorący. Muszę powiedzieć, że choćby z tego jednego powodu Gross mi imponuje – niewiele jest w Polsce osób publicznych, które są zdolne tak celnie i boleśnie regularnie znieważać cały naród, nie wykonując ani jednego sprośnego gestu, nie przebierając się za biskupa i nie paląc na wizji jak Jerzy Urban, nie używając wulgaryzmów – jeśli oczywiście nie liczyć słowa „Żydzi”.
Tym razem Gross śmiał powiedzieć, że obecny stosunek Polaków do uchodźców jest bezpośrednią konsekwencją postaw wobec Żydów w czasie II wojny światowej i po niej – a więc powszechnego szmalcownictwa, obojętności bądź czynnego udziału w Holocauście, a także powojennych pogromów. Gross pisze – powołując się na luźne, ale wiarygodne wyliczenia – że Polacy w ciągu wojny zabili więcej Żydów niż Niemców. I nagle uchodźcy i kwestie islamofobiczne schodzą na drugi plan, z całej dyskusji zostają tylko Polacy i Żydzi, Jedwabne, Kielce, żydokomuna, Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata i cały ten wątek, mający niezbywalną zdolność znieważania narodu pisanego przez duże „N”.
Żydów nie ma, nie wypada ich nienawidzić wprost. Polski antysemityzm -w przeciwieństwie do wybuchowej i niczym nieskrępowanej nienawiści do muzułmanów i wszystkich „ciapatych” (słowo pochodzi wszak od nazwy hinduskiego pieczywa) – stał się niszowym obciachem a la lata ’90. Od wojny minęło już 70 lat, na stronach typu „nie dla islamu” udzielają się już prawnuki kieleckich patriotów z ’46 roku, a pies, leżący pod dywanem, ciągle nie zdążył się rozłożyć. Czasem ktoś go trąci i jak smród starej padliny pojawi się na scenie jakiś Leszek Bubel albo inny Grzegorz Braun. Czasem mainstream puści oczko – jak Andrzej Duda w przedwyborczej debacie swoim wtrąceniem o Jedwabnem. Nienawiść i jej skutki to ciągle nieodrobiona praca domowa, przechodząca jak zły dług na kolejne pokolenia, z coraz większymi odsetkami. Strach przed Żydem, który wróci po swój dom i cukiernicę wrósł w polskość i, pozornie nieobecny, reguluje podejście do innych, obcych, zwłaszcza takich, którym dzieje się krzywda, którzy mogliby oczekiwać pomocy. Działa zasada dysonansu poznawczego – skoro tacy byliśmy dotychczas, musieliśmy mieć rację, a skoro mieliśmy rację, musimy postępować w ten sam sposób. Żeby to zmienić, trzeba by się przyznać do błędu. Odebrać medale naszym bohaterskim Żołnierzom Przeklętym, rozebrać pomnik Dmowskiego i zauważyć, że Chrystus Narodów ma na sumieniu grzechy, które nie przystoją zbawicielowi. O ile fajniej napisać „muslimy do domu” i dumnie wymachiwać biało-czerwoną flagą.