Szef przepadł, pracownice zostały bez wypłaty. Niestety nadal częsty na polskim rynku pracy patologiczny scenariusz tym razem ziścił się w dwóch toruńskich sklepach sieci „Żabka”.
Sklepy działały od pół roku, klienci dopisywali. Dwie ekspedientki skarżą się lokalnej gazecie „Nowości”, że nie miały powodu podejrzewać, że zostaną oszukane. Z ich relacji wynika jednak, że w rzeczywistości Tomasz K., prawdopodobnie ajent obu sklepów, nie zachowywał się uczciwie od samego początku. Kobiety miały zarabiać za godzinę pracy 8 zł, czyli poniżej obowiązującej stawki minimalnej. Uznały jednak, że zgadzają się na takie warunki. Tyle, że zostały one uzgodnione tylko w umowie ustnej. Obiecywanych pisemnych umów-zlecenie nigdy nie zobaczyły. – Szef obiecywał: „Tak, tak, jutro umowę przywiozę”. Tylko nigdy nie dowiózł. Tym sposobem wychodzi na to, że pracowałyśmy na czarno – powiedziała „Nowościom” jedna ze sprzedawczyń. Kobiety nigdy też nie zostały zgłoszone do ubezpieczenia w ZUS.
Ekspedientki nie otrzymały płacy za pracę w lipcu (za cały miesiąc lub mniej). Ostatni raz widziały szefa 1 sierpnia, kiedy przyjechał do sklepu po utarg. Następnie w lokalu pojawiła się przedstawicielka sieci „Żabka” i poinformowała je, że Tomasz K. uciekł.
Państwowa Inspekcja Pracy zadeklarowała, że jeśli zostanie w sprawie złożona skarga, zostanie podjęta, a Tomasza K. czeka kontrola. Sam mężczyzna był nieuchwytny aż do dziś, gdy „Nowości” wydrukowały swój materiał. W wiadomości do gazety zapewnił, że 10 sierpnia wypłaci wynagrodzenia, tak jak zawsze to robi. Już za parę dni okaże się, ile warta jest ta deklaracja.