Według politologicznie niedouczonych komentatorów Prawo i Sprawiedliwość jest formacją socjalną, lewicową, żeby nie powiedzieć: socjalistyczną. Program 500+, zapowiedź budowym mieszkań pod wynajem, obniżenie wieku emerytalnego, podwyższenie minimalnej płacy i wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej – czyli absolutnego cywilizacyjnego minimum – tylko w kraju, w którym duża część elit pobierała nauki ekonomiczne u Janusza Korwin-Mikkego i Leszka Balcerowicza mogą uchodzić za wystarczające do wznoszenia okrzyków, że oto nastał komunizm. Za taką oceną kryje się również polityczna intencja zmarginalizowania lewicy społecznej, bo ”przecież jest już PiS”. Kilka tygodni temu prof. Janusz Majcherek sugerował w „Gazecie Wyborczej” wprowadzenie wewnętrznej redakcyjnej cenzury na tematy takie, jak śmieciówki czy problemy mieszkaniowe. Bo, leninowsko rzecz ujmując, już samo wspominanie, że nie żyjemy w cudownym kraju, ”obiektywnie” ma sprzyjać rządzącym. Ciekawa, ”demokratyczna” logika – ale zostawmy ją zwolennikom walk w kisielu PO z PiS.
Jarosław Kaczyński uchodzi za człowieka, który dla władzy jest w stanie zrobić wszystko. Nic dziwnego więc, że jego partia układa się z biznesem. Konieczność dbania o interesy kapitału jest trybutem spłacanym przez wszystkich rządzących w Polsce jakże niepodległej. Szumnie zapowiadany program Mieszkanie+ okazuje się więc robiony pod interes deweloperów – zarządców nieruchomości, których zyski muszą być godziwe, a prawa do nich zapewnione. Dlatego Ustawa o Krajowym Zasobie Nieruchomości zapewnia, że w razie napotkania na lokatora, który nie płaci, bo np. ucięło mu wszystkie kończyny, ”darmozjad” wyrzucony będzie na bruk, wraz z dziatkami – po chrześcijańsku. Ale Zjednoczona Prawica służy bogaczom na czterech łapkach przede wszystkim poprzez zaniechania. Nie podjęto choćby nawet próby reformy podatków. Dziś to najbiedniejsi płacą procentowo najwięcej, bogaci zaś cieszą się znacznymi ulgami; system podatkowy mamy w istocie degresywny. A kiedy wprowadzano minimalną stawkę godzinową na umowach śmieciowych – co realnie jest formą ich zalegalizowania – wydano dyspozycję, aby Państwowa Inspekcja Pracy traktowała pracodawców w sposób łagodny, napominając oszustów, a nie ich karząc. Przy niedofinansowaniu tej instytucji musiało się to skończyć masowym omijaniem prawa.
Dlatego nie zdziwiłem się, gdy na Forum Ekonomicznym w Krynicy Mateusz Morawiecki potwierdził swoje wcześniejsze zapowiedzi – Polska ma się stać jedną wielką Specjalną Strefą Ekonomiczną. Ma to się wiązać z pakietem ulg dla przedsiębiorców, przede wszystkim podatkowych. Problem jednak w tym, że dotychczasowe doświadczenia z SSE są raczej negatywne. Niskie płace, łamanie praw pracowniczych, miejsca pracy kiepskiej jakości. Rozwiązanie, nazywane niekiedy ”Specjalnymi Strefami Wyzysku”, mające uzasadnienie w latach 90., gdy bezrobocie w transformacyjnym państwie sięgało 20 proc., dziś jest przestarzałe i służy nabiciu kabzy wielkim korporacjom. Oraz temu, żeby minister robił sobie zdjęcie przy otwieraniu kolejnej fabryczki.