Site icon Portal informacyjny STRAJK

Święto prawdziwej niepodległości

Wyobraźmy sobie społeczeństwo, którego 70 proc. członków nie posiada żadnych praw politycznych i funkcjonuje w relacji podległości wobec dysponującej niemal nieograniczoną władzą mniejszości. Wyobraźmy sobie porządek, w którym jeden człowiek może zmusić drugiego do bezpłatnej pracy przez sześć dni w tygodniu, odbierając mu szansę na rozwój, odzierając z godności, zakazując wolności przemieszczania się, skazując na głód, choroby i wegetację. Wszystko w granicach prawa. Tak wyglądał ład społeczny w I Rzeczpospolitej, państwie, którego upadek przedstawiany jest na kartach podręczników do historii jako największa tragedia w dziejach narodu polskiego. To jedno z największych przekłamań, stanowiących obecnie pożywkę dla mitomanów wzdychających za „szlachecką wolnością”, „niezwyciężoną husarią”, czy „polską tolerancją”. I RP była państwem okrutnym i niezdolnym do uruchomienia sił reformatorskich. Przedrozbiorowa Polska nie miała kolonii za wielką wodą, bo nie było takiej potrzeby. Noszący znamiona niewolnictwa wyzysk był realizowany na miejscowej ludności oraz na ukraińskich stepach. Proces rozkładu tego niesprawiedliwego porządku zainicjowany został dopiero po jego szczęśliwym upadku.

W Galicji pańszczyznę zniesiono w 1848 roku. Między innymi dlatego miejscowa ludność szczerze kibicowała upadkowi Powstania Styczniowego, którego widmo jawiło się jako niebezpieczeństwo restauracji niewoli. Chłopi nie czuli się członkami żadnej wspólnoty narodowej, gdyż taka wykształciła się na polskich ziemiach dopiero za sprawą migracji ludności do miast, industrializacji oraz intensywnej agitacji kiełkującej endecji i kleru. Naród polski, jak każdy inny, powstał więc jako projekt ideologiczny, będący odpowiedzią na walkę klas – wyzyskiwanych przeciwko wyzyskiwaczom. Wcześniej chłopi identyfikowali się jako „tutejsi”, polskość zostawiając swoim oprawcom.

2 maja na Podkarpaciu i w Małopolsce obchodzony jest jako Dzień Wolności Chłopskiej. Dla miejscowej ludności to nie tylko okazja do potańcówek i dobrej wyżerki. To również wspomnienie prawdziwego wyzwolenia. Koniec pańszczyźnianego wyzysku był czymś nieprawdopodobnie emancypującym, zdecydowanie bardziej niż pojawienie się siedemdziesiąt lat później abstraktu, jakim była „niepodległa” Polska. Władze II RP nigdy zresztą nie oddały chłopom tego, co im należne – ziemi. Reforma rolna, jako symboliczny koniec feudalizmu w Polsce została przeprowadzona dopiero w początkach PRL. Taki to właśnie paradoks obowiązującej narracji o wolności – pomijana na kartach historii większość uzyskała jej najwięcej w czasach nazywanych „zniewoleniem”.

 

 

 

Exit mobile version